sobota, 19 października 2013

Rozdział 61

" Zaufać lekarzom ? A jeśli i oni nie są w stanie jej pomóc ? "



Oczami Jess


Staliśmy wszyscy, obserwując wyścig. Niespodziewanie jeden z motorów zderzył się z ziemią. Wszyscy zaczęli biec w tamtym kierunku. Przez zamieszanie sama nie wiedziałam co robić. Ruszyłam się dopiero wtedy kiedy Chris krzyknął że to motor Matt'a. Jego głos pomógł mi się otrząsnąć. Ruszyłam za tłumem. W kilka chwil znalazłam się na miejscu. Przy poszkodowanych zobaczyłam Nathan'a i dwóch innych chłopaków. Mój brat klęczał przy Arianie.
- Może ktoś zadzwonić po pogotowie ? - zawołał jeden z pomagających.
Zaczęłam szukać telefonu w kieszeni. Wyciągnęłam go czym prędzej i wybrałam odpowiedni numer.
Gdy nawiązało połączenie, powiedziałam wszystko co powinnam. Kazano nam czekać.
- Będą najszybciej jak się da - powiedziałam i podeszłam do Nathan'a.
Przytuliłam go chociaż, wiedziałam że to nic nie da.
Większość ludzi zaczęła się rozchodzić. Każdy się wystraszył. Pewnie dlatego że i policja miała zawitać w tym miejscu. W sumie zostało nas kilku.
Po jakimś czasie podjechało pogotowie i sanitariusze podeszli do nas. Odciągnęłam mojego brata, ponieważ nie chciał puścić dziewczyny.
- Co tu się stało ? - spytał jeden z lekarzy.
- Motor.... to stało się szybko.... jechali i nagle wylądowali na ziemi.... - ktoś zaczął tłumaczyć.
- Zabieramy ich do szpitala. - poinformowano nas, gdy przeniesiono poszkodowanych na noszach do pojazdu.
- Jedziemy.- oznajmił drugi mężczyzna zamykając drzwi.
- Ja też jadę - Nath wskoczył do środka.
Pojazd odjechał, a myśmy zostali. Na miejsce przybyła policja i zaczęła wszystkich przepytywać o zaszłej sytuacji.
- Chris muszę dostać się do szpitala - oznajmiłam.
- Okej, stój tu a ja coś wykombinuję - odbiegł ode mnie.
Po raz kolejny chwyciłam mój telefon, ale tym razem zadzwoniłam do mamy. Nie miałam czasu na to aż mój chłopak cokolwiek wykombinuje, a mama i tak by się o tym dowiedziała.
- Mamo ! - gdy odebrałam od razu zawołałam.
- Jessica co się stało ? Czemu dzwonisz ? - powiedziała zaspanym głosem.
- Mamo, był wypadek... - załkałam, cała sytuacja mnie przerosła, nie potrafiłam mówić spokojnie. - musimy jechać do szpitala. Proszę  przyjedź po mnie. - rozpłakałam się na dobre.
- Ale jaki wypadek ? Kochanie co się dzieje ?
- Ariana ....jechała motorem..... na imprezie. Pogotowie ją zabrało, a Nathan jechał z nimi...  - nie wiedziałam jak to powiedzieć, wszystko  mi się plątało.
- Jakiej imprezie ? jakim motorem ? - dalej nie rozumiała.
- Przyjedź po mnie, jestem na Riveras Street. Dom przy nie czynnej autostradzie, na pewno trafisz. Tylko błagam pośpiesz się ! - rozłączyłam się i pobiegłam jak najbliżej ulicy, by mama mogła mnie zgarnąć.
- Przepraszam bardzo, ale wszyscy musicie zostać, musimy was przesłuchać - zatrzymał mnie jeden z policjantów.
- Ale ja muszę jechać do szpitala. Nie mogę czekać. - Wyminęłam go, ale ten mnie złapał za rękę.
W tym samym momencie obok mnie znalazł się Chris.
- Nie widzi pan, że ona musi tam pojechać ? Ja się nią zajmę - pociągnął mnie do siebie i objął. - Ona musi pojechać tam. - zaczął mnie prowadzić.
- W takim razie proszę się zgłosić na komisariat - zawołał za nami bezradny.
Nawet nie wiem jak mu dziękować, dzięki nie mu mogę spokojnie pojechać. Dobrze mieć takiego chłopaka.
- Jessica - zaczął -  Jamie może po nas przyjechać i pojedziemy do szpitala.
- Moja mama zaraz tu będzie. - wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.- To wszystko stało się przeze mnie, gdybym nie była taką egoistką, Nathan nie musiał by tu przychodzić. Nie byłabym dla niego ciężarem i Arianie nic by się nie stało.
- Nie mów tak, Jess.... to nie twoja wina....to wina...
- Czyja ?
- Na pewno nie twoja... policjanci twierdzą że to coś z motorem...
- Dziękuję że się starasz... ale ja i tak wiem swoje - załkałam - Chodźmy bliżej, żeby mama mnie zobaczyła.
Chłopak zaczął prowadzić mnie na chodnik, ponieważ nogi uginały się pode mną i pewnie sama nie doszłabym. Cały czas płakałam, a on nic nie mówił, pozwolił mi schować twarz w jego torsie. Własnie tego było mi trzeba...
Usłyszałam podjeżdżające auto, a po chwili zamykające się drzwi pojazdu.
- Jess - podbiegła moja mama.
Podniosłam głowę do góry i obróciłam się przodem do niej.
Po chwili wpadłam w jej ramiona i poprosiłam byśmy jechali. Wsiadłyśmy do auta i ruszyliśmy.
- Możesz mi powiedzieć co do cholery się stało i co tu robisz?
- Był dzisiaj koncert. Poszłam na niego z Amy..
 - Nathan o tym wiedział ? - przerwała mi.
- Tak poszedł z Ariana tylko dlatego żeby mnie pilnować... Później poszliśmy na imprezę do Josh'a a wszystko się jakoś potoczyło... były wyścigi i Ariana jechała z Matt'em i mieli wypadek.... O mój boże to sprawka Amy - wszystko zaczęło układać się w jedną całość. - Mamo to na pewno prze nią. Rozmawiała z JayJay'em a później była w garażu. To ona coś musiała zrobić. Była wściekła jak Nathan ją potraktował. To Amy namieszała, musiała coś zrobić z motorem. Chris mówił że policjanci podejrzewają niesprawność motoru.
- To poważne oskarżenia.
- Ale tylko ona mogła tego chcieć. Ona nienawidzi Ariany.
- Niech tym zajmie się policja - powiedziała mama parkując przed szpitalem.

Oczami Nathan'a


To gdy ją mi zabierali, gdy nieśli ją na noszach.... wszystko sprawiało mi ból... Nawet ciepło mojej siostry  nie mogło mi pomóc. Chciałem przy niej być... MUSIAŁEM przy niej być !
Chociaż przeszkadzałem sanitariuszom, nie mogłem jej zostawić, a ona nie mogła odejść.... Cały czas zaciskałem usta, by nie krzyczeć... wszystko rozrywało mnie od środka... ból był coraz silniejszy wraz z świadomością, która była nieunikniona...

W szpitalu zabrali mi ją. Kazali czekać na korytarzu. Nie mogłem tego wytrzymać... nie było jej przymnie, a mnie przy niej.... i świadomość że już  zawsze może tak zostać. Nie, nie nie ... NIE ! Ona wyjdzie z tego.
Podszedłem do ściany i kila razy uderzyłem w nią, pewnie powinienem czuć jak mi pulsuje ręka, ale nic takiego się nie stało, byłem uodporniony na ból fizyczny, ponieważ psychicznie wariowałem.
- Proszę się uspokoić - pielęgniarka stanęła za mną.
Odwróciłem się do niej  i zasyczałem
- A czy pani byłaby spokojna gdyby osoba najważniejsza w pani życiu znalazła się tu  w takim stanie ?  Przez panią, przez pani głupotę  ? - wybuchnąłem płaczem i usiałem pod ścianą.
- Proszę zaufać lekarzom. - poklepała mnie po ramieniu i odeszła.
Zaufać lekarzom ? A jeśli i oni nie są w stanie jej pomóc ? To mnie przerasta, nie radzę sobie, z samym sobą  i moimi myślami!
- Nathan ! - usłyszałem wołanie, a po chwili ujrzałem Jess.
Była z nią mama. Po raz pierwszy poczułem ze naprawdę jej potrzebuję. Wstałem i podbiegłem do niej. Przytuliłem się do niej i poczułem się jakbym znów miał pięć lat.
- Mamo, zrób coś - poprosiłem.
- Wszystko będzie dobrze.
Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. W sumie nie wiem ile tak staliśmy, ale na pewno nie kilka sekund, a kilkanaście minut. Nie chciałem tego przerywać, chciałem żeby tak było cały czas.... beztrosko.... Załkałem kiedy zdałem sobie sprawę że to i tak nie pomoże Arianie.
- Nathan, skarbie uspokój się. - pogłaskała mnie po głowie.
-Ale mamo, Ariana.... ja ją kocham....
- Wiem. Zobaczysz na pewno wszystko będzie dobrze - ponownie przejechała ręką po mojej głowie  - będzie dobrze - powtórzyła.
Usiadłem z nią na ławce, nie otwierając oczu. Cały czas wmawiałem sobie, że to tylko koszmar, że się zaraz obudzę, że będzie dobrze. Niestety rzeczywistość mnie przytłaczała.
- Wieziemy ją na blok operacyjny - usłyszałem otwierające się drzwi.
Od razu wstałem i spojrzałem w tamtym kierunku. Dziewczyna. Ariana ! Moja Ariana! Wstałem i podbiegłem do niej.
- Co z nią ? - spytałem ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.
Chciałem jej dotknąć, ale mi ją zabrali. Zostałem z tyłu z lekarzem.
- CO Z NIĄ ? - Naskoczyłem na niego, zastawiając mu drogę.
- Jej stan jest krytyczny. Ma uszkodzone narządy wewnętrzne i kilka poważnych złamań... Przykro mi... - wyminął mnie
-Ale przeżyje ? - nie dawałem spokoju.
- Na razie trzymamy ją przy życiu, ale potrzeba szybko kilku operacji.Więc proszę mnie nie zatrzymywać.
- Ona musi przeżyć, rozumie pan ? Ona jest moim życiem - krzyknąłem za nimi.- Ona jest moim życiem... - powtórzyłem szeptem.
Nie wyobrażam sobie dnia bez niej. Kocham ją. Kocham jej osobowość, jej piękne oczy i cudowny uśmiech. Kocham jej podejście do życia, to jak pomagała innym, pocieszała wszystkich. Kocham to jak całuje, przytula. Kocham jej nieśmiałość... i kocham świadomość że ona mnie kocha....Ale nienawidzę siebie za to że przeze mnie się tu znalazła.
- Nathan - podeszła Jess.- Nie stój tak. Chodź do nas.
- Oni robią wszystko co w ich mocy - zatrzymała się obok nas pielęgniarka.

Oczami Karen


Mój synek, mój biedny synek...  On cierpi, a przy tym i my wszyscy. Ona była dla niego ważna... co ja mówię ona JEST ważna. A na dodatek Nathan obarcza się cała winną, choć tak na prawdę to nie przez niego wsiadła na ten motor. To był jej wybór...
- Co oni robią tak długo ? Powinni już skończyć.... jest już po dziewiątej - odezwała się śpiąca Jess.
- Wiem kochanie... ale nie ma co się dziwić, była w krytycznym stanie.
- Ale przez tyle godzin na sali operacyjnej ? Tylko lekarze się non stop zmieniają.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć córeczko... ale wiem jedno, powinnaś jechać do domu. Wyglądasz okropnie... powinnaś się zdrzemnąć, potem musimy jechać na komisariat. A wolałabym żebyś nie śmierdziała alkoholem.
- Nie mamo, zostanę z wami. Nie chcę żeby Nathan został tu sam.... i przepraszam... nie powinnam była cię okłamywać... pić i ogólnie tam pójść... przepraszam.
- Porozmawiamy o tym później, nie mam siły teraz... Pójdę zobaczyć co u Nathana, poszedł jakieś dwadzieścia minut temu do tego wc.
- Okej, a ja zdzwonię do innych dowiedzieć się co jest... no wiesz o tym wypadku... co policja znalazła...
- Dobrze. W takim razie zaraz wrócę - wstałam i poszłam za strzałkami nakierowującymi na toalety.
Za dwoma zakrętami udało mi się znaleźć poszukiwane miejsce. Weszłam powoli do pomieszczenia i zaczęłam się rozglądać
- Nathan skarbie, jesteś tu ? - spytałam.
Nikt mi nie odpowiedział więc weszłam głębiej. Zaczęłam pukać do każdej kabiny, aż w końcu natrafiłam na tą z moim synkiem.

Oczami Jess


- Cześć - odezwałam się gdy usłyszałam że mój chłopak odebrał.
- O Jessica, własnie miałem dzwonić. - ucieszył się.
- Serio ?
- Tak. Na którym piętrze jesteście ? Zgubiłem się w tym szpitalu.
- Jesteś w szpitalu ?
- Tak.






I znów muszę przepraszać za to że rozdział pojawił się po długiej przerwie.... wiem jestem okropna :C
Przepraszam, przepraszam, przepraszam...
Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu. Powinnam się zacząć uczyć i pomyśleć do jakiej szkoły chcę pójść :O
Do tego mam problemy ze zdrowiem...
Muszę przyznać że opowiadanie zeszło na dalszy plan....
Zresztą wydaje mi się że już nie pisze tak jak kiedyś... wszystko nie układa się w jedną całość... wiem że was zawiodłam :/      
Mogę wam za to obiecać że przyłożę się do reszty rozdziałów i gdy tylko będę miała więcej czasu napisze kolejne :)
Przykro mi tez że mam tylko tyle komentarzy :< Patrząc na ilośc obserwujących ten blog a ilość osób które komentują.... robi mi się smutno :CC
No ale nie będę nikogo zmuszała do komentowania, od was zalezy czy chcecie :*
Do następnegoo <33