czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 64

" Ty jesteś bohaterem ! "



Oczami Austin'a


- Dzień Dobry. Ja do pana James'a - wszedłem do środka, gdy tylko Daphne otwarła drzwi.
- Nie zapomniałeś się czasem kolego ? To nie twój dom żeby wchodzić sobie kiedy ci się podoba.
- Dobra zamknij się już. - warknąłem i wyminąłem ją.
- Słucham ?
- Ogłuchłaś.
- Słuchaj nie będę tolerować tego, jak się do mnie odzywasz. - powiedziała wielce urażonym głosem, którego tak nienawidzę...
- A ja nie będę tolerować tego jak niszczysz wszystkim wokół  życie. To przez ciebie wszystko się stało. Ariana jest w szpitalu. Gdybyś ty się tu nie zjawiła ona by nie wyjechała. To twoja wina - wysyczałem przez łzy.
- Ariana w szpitalu ? - Megan zbiegła ze schodów.
- Tak... - rozpłakałem się. - Nathan dzwonił że jest w ciężkim stanie. Lekarze chcą skontaktować się z jej rodzicami. Gdzie jest twój tata ? 
- Jest na górze. Tato ! - zawołała.
- Co ? - usłyszeliśmy w odpowiedzi. 
Oboje ruszyliśmy w stronę jego gabinetu. 
- Tato... Ariana.... ona jest w szpitalu. - wbiegła pierwsza siostra mojej przyjaciółki.
- Musi pan jechać... ona miała wypadek. - dodałem.
- Ariana ? Moja Ariana ? 
- Tak tatusiu twoja córka... moja kochana siostrzyczka - również się rozkleiła. 
- Już... - wziął kurtkę - ale... w jakim ona jest szpitalu ? Gdzie ona w ogóle jest ?
- Nathan wysłał mi jej adres. Ale musimy lecieć samolotem.
- Po co samolotem ? - nadal nie ogarniał.
- Bo jest w Wielkiej Brytanii. - wyjaśniłem krótko.
- Co ? Ale jak to ? Co ona robi aż tak daleko. I wy.... wyście wszystko wiedzieli ! Wiedzieliście gdzie ona jest !
- Tato to nie czas na to. Wyjaśnimy ci wszystko po drodze. Proszę jedźmy już.
- Poczekajcie. Musimy załatwić samolot. Zadzwonię do Anthony'ego. A ty - wskazał na mnie - Ty zadzwoń do tego całego Nathan'a. Muszę z nim porozmawiać.
- Ale tato... pośpiesz się. - Była cała czerwona od płaczu.
- Meg - przytuliłem ją - spokojnie. Wszystko będzie dobrze.

Oczami Max'a


- To te piętro. Ale nigdzie nie ma Sykes'a. - zmartwiłem się pustym korytarzem.
- Poczekajmy chwilę na niego.
- Ale jego mama powiedziała że on jest dla siebie niebezpieczeństwem. On by chyba nie przeżył gdyby Ariane coś się stało...
- Mimo wszystko wierzę że on jest na tyle rozsądny żeby nic głupiego nie zrobić. - moja dziewczyna próbowała mnie uspokoić -  Słuchaj on sobie nie wybaczy jak jej się coś stanie, to całkiem normalne. Był z nią tam. Ja też bym sobie tego nie wybaczyła. Gdybym jej nie wyrzuciła, pewnie teraz bezpieczna siedziałaby u nas w domu.
- Mich proszę nie obwiniaj się. Wszystko się ułoży. Musimy w to wierzyć.
- Wiem, kochanie. - Leniwie się uśmiechnęła, a po chwili jej mina z poważniała.
- Martwię się tylko tym gdzie jest Nathan. - rozejrzałem się dookoła.
- Poczekajmy tu, pewnie zaraz się zjawi.  - Usiadła na krześle. Dostrzegłem w jej oczach łzy.

Oczami Jess


- Chris - wpadłam prosto w jego ramiona, gdy udało mi się opuścić budynek - To było okropne. Oni mi nie wierzyli, myśleli że chce ją wrobić, żeby ukryć że to ja zrobiłam.
- Co ? - Chłopak się zdziwił..
- A jeśli oni na prawdę mi nie uwierzą. - płakałam.
- Słuchaj wszystko będzie dobrze. Już ja się tym zajmę. Nie pozwolę żeby Amy nie poniosła za to konsekwencji.
- Jessica, czemu wybiegłaś ? - dogoniła mnie moja mama.
- Mamo... to wszystko... oni mi nie wierzą... oni wierzą Amy. Mówili że Amy doniosła na mnie.
- Córeczko... Zaraz wszystko wyjaśnimy. - próbowała być spokojna, chociaż nie udawało jej się to.
- Ja nie chcę już tam iść... proszę... mamo.
- Dobrze zostańcie tu, ja pójdę. - ruszyła w stronę budynku żwawym krokiem.
- Chris... boje się... - wyszeptałam w jego tors.
- Wiem, ale wszystko będzie dobrze. - uniósł mój podbródek do góry, bym na niego spojrzała.
- Jak na razie nic nie jest dobrze. Ariana i Matt w szpitalu, a teraz Amy mści się jeszcze na mnie. - spuściłam głowę.
- Kochanie... Daj tej sprawie jeszcze czas - schylił się i spojrzał mi w oczy - obiecuję, że będziesz w pełni bezpieczna, a wszystko wróci do normy... już niedługo... Obiecuję - pocałował mnie.

Oczami Austin'a


- Kochanie, gdzie się wybieracie ? - przed drzwiami stanęła Daphne.
- Słuchaj nie ma czasu na wyjaśnienia, Ariana jest w szpitalu.
- Ale jak to ? Myślałam że jej już nie ma.
- Co chcesz powiedzieć przez te słowa ?
- Zostawiła nas. Kochanie... ona ma nas gdzieś. Tylko ją wyleczą, a ty jej już nie zobaczysz. Szkoda twojego czasu i bólu.
- Słuchaj... - zaczął pan James
- Ariana uciekła przed tobą nie swoim tatą. Ona za nim tęskni. Jestem pewien że już nigdy go nie opuści. - odpowiedziałem za niego.
- Ja z Austinem jadę już, a wasz samolot jest za dwie godziny, więc pomóż Megan i dołączcie do nas. Odbierzemy was na lotnisku. Megan skarbie jesteśmy w kontakcie.- pokazał telefon - Chodź - rozkazał mi.
Od razu wykonałem to co mi powiedział i razem z nim wsiadłem do samochodu.
Na lotnisku znaleźliśmy się szybko, chociaż droga mi się ciągnęła. Od razu wszystko załatwiliśmy i po niedługim czasie siedzieliśmy w samolocie.
- Anthony zarządza samolotami. Były tylko dwa miejsca, więc musiałem wybrać ciebie.
- To bardzo dobrze.
 - I rozsądnie. A teraz opowiedz mi co się jej stało lub daj mi zadzwonić do tego chłopaka, o którym mówisz.
- Nathan'a ? Może ja sam powiem, tyle ile wiem.
- No dobrze.
- Wiem tylko że miała wypadek. Nathan powiedział tez że jest w krytycznym stanie. Nic więcej nie wiem jeśli chodzi o ten wypadek, ale wiem że ma pan więcej pytań dotyczących jej.
- Kim jest Nathan ?
- Chłopakiem, którego kocha... mieszkała u niego.
- Czyli wyjechała tam za nim ? - spojrzał pytająco.
- Nie. Pojechała tam za pracą.
- Jak to za pracą ?
- Wiem że to może pana zaboleć, ale ona miała do pana żal. Chodziło przede wszystkim o Daphne. Ona nie była dla niej ani dla Meg za miła. Wręcz przeciwnie. Za każdym razem kiedy mówiła o nich coś złego to nie była prawda. Ona nie raz uderzyła Meg. Ariana stwierdziła że nie może tego dalej tolerować, a pan... pan jej nie słuchał. Stwierdziła że musi wziąć sprawy w swoje ręce. W sumie nie wiedziałem o co jej chodzi. Po pewnym czasie napisała mi że dostała się do pracy w UK jako dziennikarka. Bardzo jej na tym zależało, bo to największy europejski magazyn. Chciała wyjechać żeby zarobić na swoje mieszkanie i wziąć do siebie Meg.
- Ale przecież... musiała gdzieś się zatrzymać. Chyba nie było tak że wyjechała tam, bez żadnych zabezpieczeń i zamieszkała u jakiegoś chłopaka ?
- Kojarzy pan Mich Keegan ? - spytałem, żeby wiedzieć co powiedzieć dalej.
- Tak. - odpowiedział po chwili namysłu.
- Ona ją do siebie wzięła. Mich jest z Max'em. A Max jest w zespole. Mieszkał z nimi też Nathan. Dla mnie dupek... przynajmniej tak sądziłem na początku. Ale Ariana widać inaczej go oceniła. W sumie nie wiem czy wiedzieli o swojej miłości, czy ona zdążyła mu o tym powiedzieć. Ale mnie odrzuciła dla niego.
- Jak na razie rozumiem. Ale czy ona zarabia tam ? Czy dobrze jej się żyło ?
- Chciała wracać. Nie zarabia. Sprawy się skomplikowały. Odeszła z pracy, bo nie chciała krzywdzić swoich bliskich.
- Krzywdzić bliskich ?
- Miała napisać artykuł własnie o Mich i Max'ie. No i napisały, tylko ten jej dyrektor zmienił wszystko, że wyszła na kompletnie bezuczuciową zołzę. Pokłóciła się z Mich i mieszkała z Nathan'em. Porzuciła pracę...No i tyle wiem.
- Dobrze.... Dziękuję za te informację, ale wolałbym wiedzieć na bieżąco, a nie dowiadywać się o jej życiu teraz. Nie wiem jak mogliście mi nic nie powiedzieć.
- Ale proszę pana...,. pan tylko się przejmował tym przez tydzień, a później Daphne panu nagadała tak że nie myślał pan już o tym.
- Wiem... to co zrobiłem... powinienem jej szukać,a nie tylko się martwić.... w sumie nie wiem jak do tego doszło.
- Daphne... - zasugerowałem.
- Nie ona przecież jest niewinna.
- Słucham ? Niech pan przejrzy na oczy... To przez nią Ariana wyjechała, chciała stworzyć bezpieczny dom dla Meg, która Daphne poniewierała jak tylko chciała..... a pan mi mówi że jest niewinna ? Nie wspominając o tym, że zaślepiła pana na tyle, że nie zauważał pan jak pańskie córki wołają o pomoc.
- Ja... potrzebuję czasu... ja nie wiem.... ja ...
- Mam pan czas do końca lotu. Ja się już nie odezwę. Mam tylko nadzieję że będzie pan rozsądny. - po tych słowach zapadła między nami cisza.
Nie rozumiem tego człowieka.... jego córka jest w szpitalu a on.... on nie widzi niczego poza Daphne... Niby leci ze mną do niej, ale twierdzi że Daphne nie ma z tym nic wspólnego. Gdy to własnie jest jej wina... i moja... ja powinienem jej wyznać miłość wcześniej... zaproponować że zapewnię jej dom. Mógłbym zacząć dorabiać po szkole, ona była by cały czas u mnie, mogłaby nawet zamieszkać u mnie z Meg. Pomieścilibyśmy się jakoś... a teraz.... teraz nic nie wydaje się być sensowne... ona może umrzeć.... niby Nath mi tego nie powiedział... ale wiem to po jego bólu w głosie... on ją naprawdę kocha... tak jak ja.... Ona jest dla nas ważna. I jedno jest pewne... nie wytrzymalibyśmy dnia z myślą że jej nie ma... to najcudowniejsza osoba jaką znam...a Nathan jest o tyle do mnie podobny.


Oczami Nathan'a


- Jest pan dobrym kandydatem na dawcę. Ale niech pan jeszcze raz się zastanowi. Po tym będzie pan miał więcej ograniczeń... a nie wygląda pan na takiego chłopaka który..
- Który co ? - spojrzałem na niego uważnie.
- Niech się pan po prostu zastanowi... a gdy podejmie pan decyzję, niech pan to podpisze i mnie znajdzie.
- Ale ja jestem już pewien i to na 1000%. Ona jest moją miłością... wie pan co to znaczy ?  Zrobię dla niej wszystko. Więc niech pan kładzie mnie już na ten stół, robi ci tam musi robić i pomaga Arianie.
- Dobrze. Podpisz to. - podał mi długopis i dał formularz
- Proszę - oddałem mu papier, gdy tylko wszystko wypełniłem.
- Pielęgniarka zabierze pana na salę i przygotuje. A ja pójdę po potrzebne rzeczy i lekarzy.
- Dziękuję.
- Nathan chodź - pospieszyła mnie pielęgniarka - To naprawdę bohaterskie. Ty jesteś bohaterem !
- Zrobiłabyś to samo dla osoby którą kochasz.
- Mam tylko jedną nerkę... dzięki osobie która mnie kochała.
- Naprawdę ? - zdziwiłem się.
- Tak... ale już nie jesteśmy razem. Byłam mu wdzięczna, że mnie uratował... ale to była tylko wdzięczność. Wydawało mi się że go kocham, ale kochałam tylko to ci zrobił... te bohaterstwo.
- Ale ja jestem pewien że ona mnie kocha... tak jak ja ją kocham.
- Życzę ci żeby to było prawdą i żebyście byli szczęśliwi.
- Dziękuję lub jak to się mówi niedziękuję. - spróbowałem rozluźnić atmosferę.
- Zadzwonię tylko do mamy, żeby się o mnie nie bała. Pewnie wpadłaby w szał gdyby mnie nie zobaczyła przed salą.
- Dobrze. Jak już to zrobisz, podejdź pod salę numer 2. Ja przygotuję środki na uśpienie.
- Dobrze. Postaram się jak najszybciej.
- No ja myślę - uśmiechnęła się.
- Nathan - podbiegł do mnie Max.
- Max ? - zdziwiłem się.
- Jak widać. Martwiłem się o ciebie.
- O mnie nie ma potrzeby, jest ktoś kto jest w gorszym stanie.
- Nathan, wszystko będzie dobrze - Mich mnie przytuliła.
- Wiem. Własnie postanowiłem coś zrobić a nie tylko czekać.
- Co masz na myśli ? - spytał podejrzliwie Max.
- Oddaję jej nerkę. To zespoi jej organizm i prawdopodobnie uda się przywrócić wszystko do działania.
- Ale to bardzo poważne... jesteś tego pewien. - wtrąciła się Mich.
- Nigdy nie byłem czegoś bardziej pewien - zapewniłem - kocham ją.... i zrobię dla niej wszystko,...Obiecajcie mi tylko że uspokoicie moją mamę... bo ona to pewnie strasznie przyjmie.
- Dobrze... Nathan... to co robisz jest wielkie.
- Nie wiem czy jest wielkie... wiem tylko że nic mnie nie powstrzyma przed tym by to zrobić.  Trzymajcie moje rzeczy - wyjąłem klucze i telefon z kieszeni. Ja już pójdę.
- Idź - Mich mnie jeszcze raz mocniej przytuliła i oddała w ręce Max'a
Ten również okazał  mi czułość i odprowadził mnie pod salę.
- Dziękuję że tu  jesteście - powiedziałem i zamknąłem po sobie drzwi.
Przebrałem się w specjalne coś i po kilku chwilach leżałem już na stole operacyjnym. Po tym co mi wstrzyknęli oczy robiły mi się coraz cięższe i cięższe... Jedyne o czym myślałem to tylko o tym, żeby obudzić się ze świadomością że Ariana wyjdzie z tego... i tak zasnąłem...



Ha ! Dodałam wcześniej tak jak obiecałam... Normalnie jestem sama w szoku. A to zasługa Wiktorii. Tak ciebie ! To przez ciebie płakałam gdy uświadomiłaś mi jak ważni są dla mnie chłopcy i jak TW zmienili moje życie ! W sumie tylko dzięki nim jestem taka jaka jestem. Możecie sobie pomyślec, że jestem jakas głupia bo zawdzięczam im zycie i wgl. ale oni naprawdę pomogli mi w trudnym okresie i dzięki nim chociaż trochę się usmiechałam. No i dzięki wam ! Mojej TWFanmily <3
Więc rozdział dedykuje wam wszystkim, za to że jesteście <33

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 63

" Nawet ty nie mówisz prawdy " 



Oczami Jess


- Chris ? - wyjrzałam przez drzwi łazienki.
- Tak ? - zlustrował mnie od góry do dołu.
- Przyniósłbyś mi ubrania ? - spytałam zawstydzona jego wzrokiem.
- Jasne. Gdzie są ?
- Na komodzie u mnie w pokoju, zapomniałam ich.
- Zaraz będę - spojrzał jeszcze raz na mnie i odszedł.
Weszłam do środka, oparłam się o ścianę i zaczekałam na niego.  Ten jego wzrok. W sumie nie wiedziałam o co mu chodzi. To znaczy wiem że jestem dziewczyną... do tego nagą.... ale on nigdy się tak na mnie nie patrzył. Nie myślałam że mogę mu się podobać.
Chłopak zjawił się po niedługiej chwili.
- Proszę - wszedł do pomieszczenia.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się - Dlaczego się tak na mnie patrzysz ? - spytałam gdy błądził po moim ciele swoim pięknymi oczami.
W odpowiedzi dostałam ciszę i jego zacięty wzrok.... To było dość krępujące.
- Jesteś piękna - stwierdził po dłuższej chwili.
Zbliżył się do mnie. Uśmiechnęłam się, a ten wykonał kolejne kroki w moją stronę. Objął mnie i wpił się w moje usta. To było cudowne. Nie jakiś zwykły pocałunek, ale taki jak nigdy.... poczułam jego pożądanie.
Chris podniósł mnie i posadził na szafeczce. Pogłębił swoje pocałunki, a ja odpłynęłam w jego ramionach.
W pewniej chwili zsunął się mi ręcznik, tak że było widać mi wszystko od pasa w górę. Poczułam się dziwnie. Mimo że kocham Chris'a i działa on na mnie TAK to poczułam się nieswojo w takiej sytuacji.
Chciałam poprawić ręcznik, ale chłopak mnie powstrzymał. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. Na początku pomyślałam że się ze mnie śmieje, ale po chwili zrozumiałam że jest najcudowniejszym chłopakiem i posłał ten uśmiech do mnie, żeby mnie uspokoić.
- Jeśli nie chcesz, możemy skończyć - szepnął.
Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, tylko przyciągnęłam go do siebie i kontynuowałam pocałunki.
Chłopak rękoma błądził po moim ciele. W pewnej chwili przeszły mnie ciarki, a razem z nimi zniknął wstyd. Poczułam że pragnę go, tak jak on pragnie mnie. Owinęłam go w pasie swoim nogami i wpiłam się mocniej w jego miękkie usta, bawiąc się naszymi językami.
- Kocham cię - wyszeptał w przerwie między pocałunkami.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam ściągając z niego koszulkę.
- Jess ? Jesteś gotowa ? - usłyszałam że mama wchodzi po schodach.
- Co ona robi w domu ? - wyszeptałam, wstając z szafki i poprawiając ręcznik.
- Jess ? - weszła przez nie zamknięte drzwi.- Co tu się dzieje ? - spojrzała na nas badawczo.
- Chris przyniósł mi ubrania i my..... no..... no bo ich zapomniałam...... no z pokoju...... no wiesz....
- Tak ? A dlaczego on jest bez koszulki ?
- Ja.... proszę panią.... ona tu jest - sięgnął po nią na ziemie - O proszę - pokazał ją jej.
- Czy wy uważacie mnie za idiotkę ? Ty chłopcze - wskazała na mojego chłopaka - Idź na dół. Zarz do ciebie zejdę i porozmawiamy, a ty - kiwnęła głową w moją stronę - nie myśl że ujdzie ci to na sucho.
- Ale co ? - spytałam gdy Chris opuścił pomieszczenie.
- To nie pierwszy raz kiedy ktoś przyłapuje cię z innym chłopakiem. Nie pamiętasz co było wcześniej ? Nie chciałaś wyjść nawet z domu.
- Ale to było co innego. Ja kocham Chrisa.... I przecież do niczego nie doszło.
- Prawie nie doszło.Zresztą co ty wiesz o miłości. - wyśmiała mnie.
- Wiem więcej niż ci się wydaje.  - warknęłam - Nie kłóć się ze mną teraz. Proszę.... to i tak nie ma sensu.
- Powiedz mi gdzie ja popełniłam błąd ? No gdzie ? - skryła twarz w dłoniach. - Najpierw impreza na której przyłapano cię z innym chłopakiem, później impreza na którą poszłaś okłamując mnie, a teraz akcja w łazience ? Jessica ile ty masz lat ? Na alkohol i seks przyjdzie jeszcze czas. Zaufaj mi, mówię prawdę.
- Jesteś samotnie wychowującą matka, która myśli tylko o pracy. Nathan ma zespół, a  twój chłopak, nie zastąpi mi taty. Został mi tylko Chris. A to że byłam na imprezie... czy to coś złego ? Chciałam się zabawić jak inni w moim wieku. A co do seksu.... może masz rację.... chociaż nie. Jak nie teraz to kiedy?  Na starość ? Dziękuję za takie coś. Przecież wiesz że zadbalibyśmy o to żeby się zabezpieczać. Chris nie jest pierwszym lepszy chłopakiem. Odkąd poznałam Amy jest jedyną szczerą osobą jaką znam. Nawet ty nie mówisz prawdy.
- Słucham ?
- Nigdy nic nie mówisz o tacie. Nie znam większości rodziny. Znam tylko babcię i dziadka, oraz twoją siostrę i wiem o jakimś wujku z Londynu. A z rodziny ze strony taty ? Nikogo. Wiem że to może nie najlepszy temat. Nie teraz kiedy Nathan jest na skraju załamania, Ariana i Matt leżą w szpitalu a Amy grozi że będę następna.
- Masz racje nie najlepszy. Ale wróć...  co Amy robi ?
- Nie powinnam ci tego mówić ale dzisiaj w szpitalu powiedziała że jeśli doniosę na nią że to ona, będę następna która znajdzie się w szpitalu, a jeśli nie ja to moja rodzina.
- Jess, skarbie. Wiesz że nie możesz jej posłuchać ? Tym własnie przyznała się do winny. Zrobię wszystko żeby nic ci się nie stało. Kochanie - przytuliła mnie.
- Mamo, nie mogę złożyć tych zeznać.
- Ty musisz to zrobić. Kochanie będę z tobą.
- A nie powiesz nic Chrisowi ? Chciałabym też żeby był ze mną, żeby z nami tam pojechał.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł.
- Proszę. On też jest dla mnie bliski.
- Przebierz się i zejdź na dół. Pośpiesz się bo nie wytrzymam długo trzymając język za zębami z nim sam na sam.
- Dziękuję. - wyszeptałam.


Oczami Nathan'a


- Jest pan rodziną pacjentki ? - spytał na początek.
- Nie. - odpowiedziałem niepewnie.
- W takim razie nie mogę panu udzielić żadnych informacji.
- Słucham ? - wkurzyłem się.
- Nie mogę udzielić panu informacji. - powtórzył.
- Ale... ja jestem najbliższą jej osobą tutaj.
- Mógłby się pan skontaktować z jej rodziną ?
- Ja.... oczywiście... to znaczy spróbuję.
- Jeśli uda się panu ściągnąć tu jej rodzinę, będę bardzo wdzięczny.
- Jak bardzo ? - spytałem podchwytliwie.
- Bardzo. - odparł.
- Więc niech pan powie cokolwiek. Proszę... Nie wytrzymam w niepewności. Ja ją kocham....
- Dobrze. Więc... dziewczyna jest w poważnym stanie. Złamane kości, uszkodzone narządy wewnętrzne, ale utrzymujemy ją przy życiu... Jeśli wszystko dobrze pójdzie zdobędziemy dla niej szybko nerkę i spróbujemy przywrócić organizm do działania.
- Nerkę ?
- Tak. Niestety bez niej nie uda nam się wyleczyć jej.
- A czy ja bym mógł być dawcą nerki ?
- Jest pan świadomy tego co pan mówi ? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Z całą pewnością. - zapewniłem.
- W takim razie za kilkanaście minut przyjdzie po pana ktoś na badania.
- Dobrze. - powiedziałem a mężczyzna podszedł do drzwi. - Proszę pana...niech pan mi obieca że zrobi pan wszystko żeby przeżyła... Jest miłością mojego życia. - podbiegłem do niego.
- Obiecuję że zrobię wszystko co tylko w mojej mocy. Niech pan się trzyma tego że wszystko będzie dobrze. Wiara czyni cuda młody człowieku. - poklepał mnie po ramieniu i zniknął za drzwiami.
Zrobię wszystko dla mojej Ariany... Nerka to najmniejszy problem. Mógłbym oddać jej nawet serce... Nawet gdybym ja miałbym umrzeć. Zawsze pozostawałby nadzieja że po tym jak ona przeżyje życie wróci do mnie w innym życiu....

Oczami Max'a


- Max co ty tu robisz ? - Przywitała nas mama Nathan'a.
- Przyjechałem do Ariany. Ma trudny okres i chcę jej pomóc. Mieliśmy mały problem z dojazdem dlatego dopiero teraz. Gdzie ona jest ? Chciałbym z nią jak najszybciej porozmawiać.
- W szpitalu. - zaskoczyła nas.
- Co ? W szpitalu  ? Ale jak to ? - wtrąciła się Michelle.
- Miała wypadek. - odpowiedziała spokojnie,  chociaż było widać że się denerwuje.
- Ale... jak to ? - Nic nie rozumiałem.
- Połóżcie walizki i chodźcie z nami. Wyjaśnię wam w drodze. - Minęła nas w drzwiach.
Wyszliśmy z domu i za panią Karen poszliśmy do auta. Wpuściłem Mich do przodu, a sam okrążając samochód zająłem miejsce z przodu. Po chwili doszła jeszcze Jess z jakimś chłopakiem
- Zawiozę was do szpitala. - zaczęła -  Nathan pewnie sam zwariuje. Strasznie to przeżywa. A ja muszę z Jessicą jechać na komisariat.
- Dobrze, dobrze ale co się stało ? - Zapytała Mich.
- Już mówię. - zaczęła opowiadać.

Oczami Nathan'a


- Hej Austin. - Zacząłem nie pewnie.
- Nathan ? - chłopak był zdziwiony
- Tak.
- Co jest ? Czemu ty do mnie dzwonisz ?
- Ariana miała wypadek. - rzuciłem prosto z mostu.
- Co ?
- Leży w szpitalu, jest w poważnym stanie, utrzymują ją przy życiu...
- Ale jak to ? Nathan co się stało ? - odezwał się po dłuższej chwili.
- Jechała motorem. To dość długa historia. Dzwonię do ciebie tylko dlatego że obiecałem sprowadzić tu jej rodzinę.
- Dobrze, poinformuję jej ojca. Właściwie już idę. - słyszałem jak zamyka drzwi -  Powiedz tylko gdzie przyjechać?
- Gloucester. Adres szpitala wyślę ci sms'em - rozłączyłem się.
Patrzałem jeszcze chwilę na telefon Ariany. Sam nie wiem czemu ścisnąłem go mociniej i przysunąłem do serca... Tak jakby to była ona...
- Pan Sykes tak ? - podeszła do mnie pielęgniarka, ta sama co opatrywała mi rany.
- Jak widać.
- Znów się spotykamy.
- Jak widać - powtórzyłem.
- Więc chcesz oddać jej swoją nerkę. Musi ci na niej zależeć.
- Jak widać.
- Rozumiem... nie masz ochoty rozmawiać. Wiec przejdźmy od razu do rzeczy. Musisz wykonać badania. Żeby stwierdzić czy jesteś dobrym dawcą musimy cię zbadać. Chodź. Zaprowadzę cię pod odpowiednią sale.




Wiem nie jest to najlepszy rozdział...
Przepraszam....
Męczyła się z nim.... tzn miałam już wszystko napisane, ale stwierdziłam że nie będzie to pasować do finału opowiaania i musiałam pisać ten rozdział prawie cały od nowa :// ahhh szkoda mówic.
No ale mam nadzieję że da się jakoś przeczytać. Przynajmniej wiem co będzie w następnym rozdziale i mogę się za niego brac nawet teraz... tyle że dodam dopiero wtedy gdy będzie odpowiednia ilość komentarzy.
A i takie pytanko. Co myślicie o Jessice i Chrisie ?



czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 62

" Jestem zagrożeniem . . . "



Oczami Jess


- Tu jesteś - Chris podszedł i mnie objął. - Co z nią ? - spytał o Arianę
- Nie wiem. Lekarze całą noc trzymają ją na sali operacyjnej.
- A ty jak się czujesz ? - zapytał z troską.
- Bywało lepiej.
- Wiem głupie pytanie - spojrzał mi w oczy.
Od razu odwróciłam wzrok i schowałam twarz w jego torsie.
- Tak strasznie boję się o Arianę, Matt'a i Nathan'a
- No właśnie co z Matt'em.
- Nie wiem. Szczerze mówiąc nie myślałam o nim. Wiem to głupie z mojej strony.
- Nie, to dość normalne. Martwisz się o Ariane i o Nathan'a. A jak z nim ?
- Jest załamany. Cały czas wmawia sobie że to jego wina - Na samą myśl zrobiło mi się go szkoda.
- Ale przecież tak nie jest.
- Wiem. To wina Amy. - Rzuciłam przypominając sobie całą sytuację.
- Co ? - zdziwiła go moja odpowiedź.
- Widziałam jak była w garażu, kiedy drzwi się otworzyły ona się kryła, no i widziałam jak rozmawia z JayJay'em. Pewnie prosiła się o klucze.
- Musisz to powiedzieć na komisariacie.
- Wiem. Właśnie. Są już jakieś informacje ?
- Wiadomo tylko że motor był nie sprawny.
- Wiedziałam. To na pewno Amy.
- W sumie było widać że nie lubi Ariany.
- Ona jej nienawidziła. Chciała się jej pozbyć. 
Tak...a ja jej w tym  pomagałam....

Oczami Nathan'a


Nienawidzę tego dnia, nienawidzę tego miejsca, a najbardziej nienawidzę siebie.... za to wszystko co się stało... - rzuciłem się na niczego niewinną ścianę i kilka razy w nią uderzyłem.
- Niech pan się uspokoi, bo rozwalił pan płytkę - usłyszałem za sobą. Spojrzałem na ścianę, a później na krwawiącą rękę - No i przestraszył pan mojego syna - kontynuował mężczyzna.
Obróciłem się w jego stronę.
- Nie będziesz mi życie układał - warknąłem dodając kilka przekleństw na niego.
- Słucham ? Możesz powtórzyć głośniej ?
- Powiedziałem że nie będziesz mi życia układał sukinsynie - podniosłem głos.
Puściły mi nerwy. Miałem zamiar wyjść ale kiedy go mijałem ten szturchnął mnie. Nie panując nad sobą zatrzymałem się i pchnąłem go na ścianę. Gdy o nią uderzył było słychać huk. Gdy wstał uderzył mnie w twarz tak że puściła mi się krew z nosa. Bardziej rozwścieczony zacząłem w niego uderzać... aż znów upadł. Opanowałem się dopiero wtedy gdy usłyszałem płacz jego synka. Mały był przerażony a mi się zrobiło go szkoda. Podałem rękę jego ojcu i podniosłem go na nogi.
- Jeśli nie chcesz bardziej dostać, zabieraj swoje dziecko i wynocha.
Nim się zorientowałem facet pokuśtykał do wyjścia.
Zostałem sam. Opłukałem twarz z krwi i usiadłem pod ścianą. Zaczęło do mnie docierać co zrobiłem. Jak można być tak głupim. Jestem największym kretynem świata. Mogłem go zignorować. No i ten jego synek... jak zaczął płakać.... bał się mnie....
Z bezradności sam się popłakałem. Te emocje.... to co się dzieje ze mną.... to wszystko mnie przerasta.... jestem zagrożeniem..... nie radzę sobie sam ze sobą.
- Nathan ! Jesteś tam?- usłyszałem głos swojej mamy i sam nie wiem czemu schowałem się w jednej z kabin.
O dziwo bałem się.... wstydziłem tego co zrobiłem.... Cholera jak ja mogłem dopuścić się czegoś takiego ?  - Nathan - drzwi zostały otwarte - Boże Nathan ty krwawisz. Co ci się stało ?
- Nic. - wytarłem się.
- Nic ? Z nosa leje ci się krew, masz całe ręce umazane nią.
- Mamo, proszę zostaw mnie samego. - Jęknąłem błagalnie.
- Nie ma mowy. Umyj się, pójdziemy zaraz do pielęgniarek żeby cię opatrzyły.

Oczami Jess


- Jessica, kochanie nic ci nie jest ? Jak się czujesz ? - usłyszałam dobrze znany mi głos. Amy.
- Co ty tu robisz ? - spytałam odklejając się od Chris'a.
- Musiałam zobaczyć co z tobą. Jak się czujesz ? - udawała przejętą. No właśnie UDAWAŁA.
- Amy odejdź jeśli nie chcesz żebym cię udusiła - ostrzegłam.
- Ale o co ci chodzi ? Rozumiem możesz być zdenerwowana bo lubiłaś ta całą Ari i nie było mnie przy mnie kiedy mnie potrzebowałaś, ale czemu od razu na mnie naskakiwać ?
- Bo to ty ją w to wpakowałaś ! - oskarżyłam ją.
- Słucham ? Skąd ten pomysł.
- Bo to ty grzebałaś przy motorach !
- Co ? - rozszerzyła usta i oczy.
- Nie udawaj głupiej. Wiem że to ty.
- Nie masz dowodów kochana... Chodź ze mną na słówko - rozkazała.
Spojrzałam na Chrisa i poszłam za nią.
- Czego chcesz ? - rzuciłam.
- Jeśli doniesiesz do mnie policji, stracisz wszystko co masz. Nie żartuje.... sama widzisz do czego jestem zdolna. Następna będziesz ty tu leżeć. No chyba że będziesz siedzieć cicho i udawać że mnie lubisz. Pamiętasz "Najlepsze Przyjaciółki Na Zawsze". Dopilnuje żeby tak było.
To co powiedziała..... nie wiedziałam jak na to zareagować... nim zdążyłam cokolwiek zrobić ta podeszła do Chrisa.
- A tobie radzę wziąć przykład ze swojej dziewczyny, już niedługo byłej dziewczyny.... ale to jeszcze nie teraz - uśmiechnęła się złośliwie.
- I idzie mój skarbeczek - spojrzała na Nathan'a

Oczami Nathan'a


- Już ostatni raz zawijamy - pielęgniarka kończyła opatrywać mi rękę - Coś ty chłopie robiłeś ?
- Uderzyłem się.
- W rękę uwierzę ale ten nos i ta rana na wardze i policzku.... musisz się bardziej postarać.
- Zaistniała mała sytuacja. - miałem dość.
- Za takie sytuacje można iść siedzieć do więzienia. - ostrzegła.
- Skończyła już pani ? Nie mam czasu na rozmowy.
- Możesz iść - pogładziła mnie po ręce.
Wkurzyłem się, nie chciałem żeby mnie podrywała, a cały czas kiedy mnie opatrywała to robiła. Tu puściła oczko, tu mnie gdzieś dotknęła, zagadywała i tak dalej... Ahh
- Już - poinformowałem zmęczoną czekaniem i nieprzespaną nocą mamę, która była przed gabinetem.
- Chodźmy - powiedziała wstając z krzesła i ruszając przed siebie.
Gdy dochodziliśmy na miejsce zobaczyłem aż trzy osoby. Jessicę, stojącego chłopaka koło niej, który musiał być Chris'em i czarnowłosą dziewczynę.... Amy......
- Proszę tylko nie ona....
- Nathan - podbiegła do mnie.
Chciała mnie przytulić ale ją odepchnąłem.
- Co ty tutaj robisz ?
- Jak się trzymasz kochanie ? Będzie dobrze.
- Odejdź Amy. Nie wiem po co tu przyszłaś, skoro wiesz że cie nienawidzę.
- Nienawidzisz ?
- Tak. Czego nie rozumiesz ? - wkurzyłem się.
- No bo przecież  jesteśmy razem ? - naciskała.
- Nie wydaje mi się. Amy to koniec.
- Ale.... masz racje to koniec. Zrywam z tobą. Ale zostaniesz sam, bo Ariana umrze.... lekarze pewnie nie dają jej szans dlatego z wami nie rozmawiają... Idę..
Ariana umrze ? Jak ona mogła mi tak powiedzieć? .... A może ona ma racje ? Może dlatego nic nie mówią ?
Przeszył mnie ból.... gdy Amy zniknęła usiadłem pod ścianą i zacząłem myśleć... cały czas o niej.... o mojej Ari.... Łzy same cisnęły mi się do oczu.... moja Ari.....






Tam dam dammmmmm :)
Oto kolejny. Wiem znów czekaliście, ale nie miałam weny.
Aż do.... teraz :) Mam już prawie skończony następny rozdział, więc dodam go gdy beedzie więcej komentarzy niz przy ostatnich rozdziałach  :)
Więc zadanie do was. :)
Co tu wiecej ? Chyba nic :) Więc lece pakować się :**
Do następnego <3