poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 65

"  Ktoś nie żył "

 

Oczami Max'a


- Nathan, skarbie jak się czujesz ? Wiesz już coś ? - odebrałem telefon.
- Miło panią znowu słyszeć, pani Karen.
- Max ? - zdziwiła się.
- Tak. 
- Co z Nathan'em ? Coś się stało ? Czemu on nie odebrał ? - zaczęła panikować.
- No widzi pani... zaistniała pewna sytuacja...
- Coś z nim nie tak ? O boże... mój boże... Już tam jadę.
- Ale niech pani zaczeka ! - próbowałem ją zatrzymać, ale mama Nath'a się wystraszyła.
Gdy ta się rozłączyła, zrezygnowany usiadłem z powrotem na krzesełku obok mojej dziewczyny.
- Co się stało ?  - spytała widząc moją minę.
- Mama Nathan'a się wystraszyła, bo ja odebrałem. Jak widać strasznie to znosi. 
- Boi się o swojego syna. To normalne.
- Wiem, ale nawet nie zdążyłem wyjaśnić dlaczego ja mam jego telefon.
- Może to i lepiej, przynajmniej powiemy jej osobiście o tym co Nathan postanowił.
- Tak, stanie się to już niebawem, bo powiedziała że już tu jedzie.
- Ohh... Teraz ? Ale Max co jej powiemy ? Ona nie wytrzyma tego, że będą go cieli dla niej. To niby nic, ale to jego matka. Max, nie wiem jak ona zareaguje. Musimy jakoś sformułować wszystko co zamierzamy... - zatkałem jej usta moimi ustami.
- Będzie dobrze. - Teraz to ja ją uspokajałem. - Hej - ująłem jej twarz i spojrzałem w oczy - Będzie dobrze - powtórzyłem i przyciągnąłem ją do siebie.
- Mam nadzieję. - powiedziała wtulona w mój tors.

Oczami Jess


- Może pani już pójść. Przesłuchamy jeszcze raz panią Amy.
- Do widzenia - odetchnęłam z ulga, gdy opuszczałam pomieszczenie.
- Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby - wyszedł za mną jeden z policjantów. 
- Ja też - uśmiechnęłam się.
Chłopak, bo nie miał wcale dużo lat, odwzajemnił to.
- Jessica tak ? - szedł nadal za mną.
- Tak - odpowiedziałam, gdy otworzyłam drzwi i wyszłam z budynku.
- Bardzo ładne imię - powiedział wysoki brunet.
- Dziękuję - zarumieniłam się.
- Ty jesteś piękna - dodał.
- A czy panu wolno flirtować z podejrzanymi ?
- Jakiemu panu ? Jestem Olivier. - podał mi rękę.
- Miło mi. - uścisnęłam ją.
- Mnie bardziej. Taka dziewczyna jak ty... - powiedział patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami, a ja zarumieniłam się.
- No taka dziewczyna jak ona...- usłyszałam westchnięcie za swoimi plecami. -  Na szczęście nie jest sama - zjawił się obok mnie Chris.
- Jestem Olivier - policjant wyciągnął i do niego rękę.
- A ja jestem zmuszony zabrać ją ze sobą. - warknął i chwycił mnie - Coś z Nathan'em. Musimy jechać - dodał i pociągnął mnie za sobą.
Nie stawiałam żadnych oporów, mimo że policjant był nieziemsko przystojny to i tak nie widziałam świata poza Chris'em. I do tego Nathan...Co z nim ?
- O co chodzi z Nathan'em ? - spytałam.
- Twoja mama rozmawiała z Max'em i w sumie nie wiem co jej powiedział, ale była przerażona. Kazała mi iść po ciebie, bo musimy się śpieszyć.
- Aha. Czyli coś się stało - wyprzedziłam go, bo naprawdę przestraszyłam się. - Chodźmy - pośpieszyłam go.

Oczami Max'a


- Znowu ktoś dzwoni. Aż boję się odebrać. - spojrzałem na telefon kolegi.
- Odbierz Max. - rozkazała Mich. 
- Dobrze - przycisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Nathan, jesteśmy już w drodze, za jakieś półgodziny będziemy na miejscu.
- Kto mówi ? - nie rozpoznałem głosu.
- Nathan? - spytał mój rozmówca.
- Max. 
- Mógłbyś dać mi Nathan'a do telefonu ? 
- Chciałbym, ale to nie możliwe.
- Dlaczego ?
- To skomplikowane. Austin, tak ? - zaczęło coś mi świtać.
- Tak. - potwierdził moje przypuszczenia.
- Gdzie dokładnie jesteś? 
- Zaraz będziemy pod szpitalem, tak powiedział taksówkarz.
- Okej. Wyjść przed budynek po ciebie ? - zaproponowałem.
- No jakbyś mógł.
- W takim razie już idę.
- Okej. A tak w ogóle wiesz co z nią ? 
- Z Arianą ? Jest w ciężkim stanie. Ale Nathan postanowił działać.
- Działać ? 
- Powiem ci wszystko na miejscu.
- No dobrze. - zgodził się.

Oczami Austin'a


- Dowiedziałeś się czegoś ? - spytał ojciec mojej przyjaciółki.
- Tylko tego że Nathan zaczął działać, ale nie wiem o co chodzi. No i Max po nas wyjdzie, pod szpital.
- Max? 
- Chłopak Mich.
- Aha, okej. Podaj mi może imiona tych chłopców z zespołu, będzie łatwiej.
- Max, Siva, Tom, Jay i Nathan.
- Dobrze. Już coś tam wiem.
- Taa - mruknąłem pod nosem.

Oczami Mich


- Pójdę z tobą. - zaproponowałam.
- Dobrze. - zgodził się i ruszył w drogę.
- Max... to trochę moja wina... - powiedziałam gdy udało mi się go dogonić.
- Co jest twoją winą?
- No bo to przeze mnie Ariana jest w UK... gdyby nie to że jej zaproponowałam mieszkanie... ona by tu nie przyjeżdżała. Nic by się nie zdarzyło i...
- Mich - chłopak się zatrzymał i chwycił mnie za ramiona - posłuchaj...- Zaczął patrząc mi w oczy - To wina tylko i wyłącznie całej tej Amy. Dzięki temu co zrobiłaś poznałem niesamowitą dziewczynę, która teraz jest również moją przyjaciółką, do tego zmieniła Nathan'a i on wreszcie przejrzał na oczy. Dzięki niej jest szczęśliwy, ona też jest przy nim... i to dzięki tobie. A ten wypadek... nikt tego nie przewidział. Nie powinnaś się zadręczać takimi myślami, nikt nie powinien oprócz Amy... Teraz jedyne co trzeba to wierzyć że wszystko będzie dobrze... bo będzie. Zobaczysz. - Przyciągnął mnie do siebie.
- Dziękuję, że jesteś - wyszeptałam.
Gdyby nie on... nie wiem jak ja bym to przeżyła... Wszystko co się teraz dzieje zaczyna mnie przerastać. Coraz bardziej sobie uświadamiam co się stało. Ale Max ma rację... trzeba wierzyć i być dobrej myśli.
- Chodźmy już, bo w każdej chwili mogą przyjechać.
- Dobrze - oderwałam się od niego.
Chłopak złapał mnie za rękę i wyszliśmy przed budynek.
Tam nie minęła chwila a zobaczyliśmy dobrze znany nam samochód... To była mama Nathan'a z Jess i Chris'em. Od razu wybiegła do nas.
- Niech pani lepiej zamknie samochód - krzyknął do niej Max.
Kobieta wróciła się i przekręciła kluczyk, by ponownie zacząć do nas biec.
- Co z nim ? Gdzie on jest ? - jako pierwsza stanęła koło nas Jess. Za chwilę podszedł Chris i dobiegła pani Karen.
Mama Nathan'a od razu zaczęła pytać, tyle że Max nic jej nie powiedział.
- Czy możesz wreszcie mi odpowiedzieć? - wkurzyła się kobieta.
- Niech pani najpierw ochłonie. - poprosiłem.
W tej samej chwili podjechała taksówka z której od razu wybiegł Austin i jakiś mężczyzna, który na pewno był ojcem Ariany.
- Max ! Co z nią ? - Gdy tylko złapał powietrze zadał pytanie.
- Austin spokój, wszyscy się uspokójcie.
- Ale co z moją córeczką ? Gdzie moja Arianka ? - Ojciec dziewczyny cały się trząsł.
- Leży na sali, niestety nikt nie może tam wejść. Cały czas próbują przywrócić ją do życia. Jej organizm nie współgra, do tego ma wiele złamań. Wiem na pewno że jej nerki nie pracują...
- A co z Nathan'em ? - przerwała mi kobieta.
- Nathan postanowił oddać jej swoją nerkę i teraz ma przeprowadzany zabieg.
- Słucham ? - Pani Karen pobladła.
- Pani syn ratuje moją córkę ? - podszedł do niej pan Gray, który przytrzymywał całą roztrzęsiona kobietę, by nie upadła.- Nawet nie wie pani jak jestem wdzięczny.  Dziękuję.
- To Nathan'owi powinien pan dziękować - odpowiedziała mu gdy już doszła do siebie.
- Dziękować Nathan'owi - powtórzył pod nosem mężczyzna.
- Tak, Nathan ją kocha, nie pozwoliłby żeby jej się coś stało, nawet gdyby miał oddać za to swoje życie. - Powiedziałam.
Po tych słowach zobaczyłam w Austin'a oczach ból i coś takiego jakby się poddał.  Max mówił mi o tym co Austin zrobił przed wypadkiem. Ariana była załamana jego wyznaniem, ale on chyba miał jeszcze nadzieję. Tyle że przez moje słowa ją stracił. Przykro patrzeć na to, ale Ariana kocha Nathan'a i chyba nic już tego nie zmieni.
- Wejdźmy do środka. Musi pani usiąść. - powiedział Max nie spuszczając oczu z mamy Nath'a.
Wszyscy ruszyliśmy w drogę. Gdy tylko znaleźliśmy się na piętrze, na którym leżała Ariana i Nathan, posadzili ja na krześle.
- Pan Gray ? - spytał przechodzący lekarz.
- Tak.
- Czekałem na pana, proszę za mną. - rozkazał.
- Jessica i Mich zajmijcie się panią Karen a ja pójdę po wodę, dla niej. - Nakazał Max.
- Pójdę z tobą - zaproponował się Austin.

Oczami Max'a


Podczas drogi do sklepiku szpitalnego Austin zaczął temat Ariany. Chciał się dowiedzieć jak doszło do wypadku. Oczywiście zacząłem mu opowiadać.
- Jak już pewnie wiesz Ariana była na imprezie, do tego nieźle wstawiona. Była z Nathan'em i Jessicą, do tego była z nimi była dziewczyna Nathan'a - Amy./ Amy była zazdrosna o Arianę, a Ariana o Amy. Ariana żeby pokazać że jest lepsza od Amy, która cały czas nią manipulowała, wzięła udział w wyścigu. Amy prawdopodobnie grzebała coś przy motorze na którym Ariana miała jechać razem z.. Z Matt'em jak się nie mylę. No i stało się. Motor się przewrócił i doszło do nieszczęścia.
- Co z tym Matt'em ?
- Nie mam pojęcia, w sumie wszyscy zajęli się Arianą i Nathan'em. - Wyjaśniłem.
- Nathan'em ? - Zdziwił się.
- Tak, on to naprawdę bardzo przeżywa. Wszyscy myśleli że i on sobie coś zrobi. Obwinia się o wszystko i ma najgorsze myśli. Ale on ją kocha...
- Nie tylko on... - usłyszałem jak szepnął.
- Słuchaj Austin... wiem co do niej czujesz, ale sprawy się skomplikowały.
- Taa... Nathan się pojawił.
- Raczej to ona pojawiła się jemu. - poprawiłem chłopaka -  Przykro mi.
- Mi tez... Ale mimo wszystko jestem wam wdzięczny że się nią zajęliście.
Nic już mu nie odpowiedziałem. Widać było jak cierpi, w sumie mogłem zignorować to co mruknął do siebie. Ale ja zawsze i tak stanę w obronie Nathan'a. Jest moim przyjacielem, tak jak Ariana. Oni oboje do siebie pasują. I jestem pewien że gdy tylko wróci do nas, bo tak będzie, musi być, to on jej już nie odpuści.
- Poproszę butelkę wody - podszedłem do lady.
Mężczyzna podał mi produkt. Zapłaciłem i wróciliśmy do reszty. Na miejscu był już tata Ariany. Mężczyzna był mocno poddenerwowany.
- Co tak długo ?
- Rozmawiałem z Austin'em dlatego się tak przeciągnęło.
- O wypadku.
- Też. - odpowiedziałem.
Wszyscy staliśmy w ciszy. Nikt nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Każdy był zmartwiony.... a czas się ciągnął i ciągnął.

Oczami Jess


- Synku! - usłyszeliśmy krzyk.
Po chwili otworzyły się drzwi jednej z sal na tym korytarzu. Lekarze wywozili jakieś ciało. Ktoś nie żył. Tym kimś okazał się Matt. Za chłopakiem wybiegły z pomieszczenia matka i babcia.
- Przykro mi. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. - Zatrzymał ją lekarz.
- Niech pan powie że to nie prawda, niech ktokolwiek to powie....proszę...
- Niech się pani jakoś trzyma. - Zostawił ją, gdy tamci wywieźli ciało.
Kobieta wybuchła jeszcze większym płaczem. Krzyczała.
- Matt... - szepnęłam. - Chris... - spojrzałam na chłopaka.
Miał w oczach łzy. Zresztą trudno mu się dziwić, znał Matt'a nie od dziś. Gdy byli mniejsi byli nierozłączni, dopiero ostatnio ich relacje się zmieniły.... przez Amy. Przytuliłam mocniej chłopaka. Chciałam go pocieszyć ale w zamian za to ja się rozkleiłam.
- Kochanie nie płacz - Chris wtulił mnie jeszcze bardziej  w siebie.
Jak mam nie płakać ? Już go nigdy z nami nie będzie... Polubiłam go...
- Ale Chris... On odszedł... Na zawsze...
- Wiem...- odpowiedział nie odrywając wzroku od płaczącej kobiety.
Matka Matt'a siedziała na krześle ściskając zakrwawioną koszulkę syna. Nad nią ledwie stała jego babcia opierając się jedną ręką o ramię swojej córki.
Wszystko zaczęło nagle być... niczym. Nie wiem co się działo. Ogarnęła mnie pustka. Przed  oczami miałam tylko matkę chłopaka i sceny z życia z wiązane z nim. Jakbym była zahipnotyzowana jakimś filmem, który sprawiał tylko ból.  Ocknęłam się dopiero gdy kobieta zemdlała a Max, Austin i Chris podbiegli do niej.







Kolejny z serii wypociny Tiny.
Miałam dodać przez święta ale nie umiałam jakos dokończyć, a potem byłam w szpitalu , a teraz jako że mam ferie mialam czas. Wiem że jakość nnie jest najlepsza, ale załamałam się po przeczytaniu  wywiadu Maxa i ogólnie cała ta sprawa mnie dołuje. I związku z tym chyba nie będzie drugiej części opowiadania. Dokończę tylko tą. Przepraszam, ale jak sami widzicie sprawy sie skąplikowały ;<
Do następnego rozdziału  który pojawi się już niedługo, obbiecuje <3
I mam nadzieję że mimo wszystko nasza raodzinka zostanie razem #StayStrongTWFanmily #TWFanmily AlwaysAndForever

czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 64

" Ty jesteś bohaterem ! "



Oczami Austin'a


- Dzień Dobry. Ja do pana James'a - wszedłem do środka, gdy tylko Daphne otwarła drzwi.
- Nie zapomniałeś się czasem kolego ? To nie twój dom żeby wchodzić sobie kiedy ci się podoba.
- Dobra zamknij się już. - warknąłem i wyminąłem ją.
- Słucham ?
- Ogłuchłaś.
- Słuchaj nie będę tolerować tego, jak się do mnie odzywasz. - powiedziała wielce urażonym głosem, którego tak nienawidzę...
- A ja nie będę tolerować tego jak niszczysz wszystkim wokół  życie. To przez ciebie wszystko się stało. Ariana jest w szpitalu. Gdybyś ty się tu nie zjawiła ona by nie wyjechała. To twoja wina - wysyczałem przez łzy.
- Ariana w szpitalu ? - Megan zbiegła ze schodów.
- Tak... - rozpłakałem się. - Nathan dzwonił że jest w ciężkim stanie. Lekarze chcą skontaktować się z jej rodzicami. Gdzie jest twój tata ? 
- Jest na górze. Tato ! - zawołała.
- Co ? - usłyszeliśmy w odpowiedzi. 
Oboje ruszyliśmy w stronę jego gabinetu. 
- Tato... Ariana.... ona jest w szpitalu. - wbiegła pierwsza siostra mojej przyjaciółki.
- Musi pan jechać... ona miała wypadek. - dodałem.
- Ariana ? Moja Ariana ? 
- Tak tatusiu twoja córka... moja kochana siostrzyczka - również się rozkleiła. 
- Już... - wziął kurtkę - ale... w jakim ona jest szpitalu ? Gdzie ona w ogóle jest ?
- Nathan wysłał mi jej adres. Ale musimy lecieć samolotem.
- Po co samolotem ? - nadal nie ogarniał.
- Bo jest w Wielkiej Brytanii. - wyjaśniłem krótko.
- Co ? Ale jak to ? Co ona robi aż tak daleko. I wy.... wyście wszystko wiedzieli ! Wiedzieliście gdzie ona jest !
- Tato to nie czas na to. Wyjaśnimy ci wszystko po drodze. Proszę jedźmy już.
- Poczekajcie. Musimy załatwić samolot. Zadzwonię do Anthony'ego. A ty - wskazał na mnie - Ty zadzwoń do tego całego Nathan'a. Muszę z nim porozmawiać.
- Ale tato... pośpiesz się. - Była cała czerwona od płaczu.
- Meg - przytuliłem ją - spokojnie. Wszystko będzie dobrze.

Oczami Max'a


- To te piętro. Ale nigdzie nie ma Sykes'a. - zmartwiłem się pustym korytarzem.
- Poczekajmy chwilę na niego.
- Ale jego mama powiedziała że on jest dla siebie niebezpieczeństwem. On by chyba nie przeżył gdyby Ariane coś się stało...
- Mimo wszystko wierzę że on jest na tyle rozsądny żeby nic głupiego nie zrobić. - moja dziewczyna próbowała mnie uspokoić -  Słuchaj on sobie nie wybaczy jak jej się coś stanie, to całkiem normalne. Był z nią tam. Ja też bym sobie tego nie wybaczyła. Gdybym jej nie wyrzuciła, pewnie teraz bezpieczna siedziałaby u nas w domu.
- Mich proszę nie obwiniaj się. Wszystko się ułoży. Musimy w to wierzyć.
- Wiem, kochanie. - Leniwie się uśmiechnęła, a po chwili jej mina z poważniała.
- Martwię się tylko tym gdzie jest Nathan. - rozejrzałem się dookoła.
- Poczekajmy tu, pewnie zaraz się zjawi.  - Usiadła na krześle. Dostrzegłem w jej oczach łzy.

Oczami Jess


- Chris - wpadłam prosto w jego ramiona, gdy udało mi się opuścić budynek - To było okropne. Oni mi nie wierzyli, myśleli że chce ją wrobić, żeby ukryć że to ja zrobiłam.
- Co ? - Chłopak się zdziwił..
- A jeśli oni na prawdę mi nie uwierzą. - płakałam.
- Słuchaj wszystko będzie dobrze. Już ja się tym zajmę. Nie pozwolę żeby Amy nie poniosła za to konsekwencji.
- Jessica, czemu wybiegłaś ? - dogoniła mnie moja mama.
- Mamo... to wszystko... oni mi nie wierzą... oni wierzą Amy. Mówili że Amy doniosła na mnie.
- Córeczko... Zaraz wszystko wyjaśnimy. - próbowała być spokojna, chociaż nie udawało jej się to.
- Ja nie chcę już tam iść... proszę... mamo.
- Dobrze zostańcie tu, ja pójdę. - ruszyła w stronę budynku żwawym krokiem.
- Chris... boje się... - wyszeptałam w jego tors.
- Wiem, ale wszystko będzie dobrze. - uniósł mój podbródek do góry, bym na niego spojrzała.
- Jak na razie nic nie jest dobrze. Ariana i Matt w szpitalu, a teraz Amy mści się jeszcze na mnie. - spuściłam głowę.
- Kochanie... Daj tej sprawie jeszcze czas - schylił się i spojrzał mi w oczy - obiecuję, że będziesz w pełni bezpieczna, a wszystko wróci do normy... już niedługo... Obiecuję - pocałował mnie.

Oczami Austin'a


- Kochanie, gdzie się wybieracie ? - przed drzwiami stanęła Daphne.
- Słuchaj nie ma czasu na wyjaśnienia, Ariana jest w szpitalu.
- Ale jak to ? Myślałam że jej już nie ma.
- Co chcesz powiedzieć przez te słowa ?
- Zostawiła nas. Kochanie... ona ma nas gdzieś. Tylko ją wyleczą, a ty jej już nie zobaczysz. Szkoda twojego czasu i bólu.
- Słuchaj... - zaczął pan James
- Ariana uciekła przed tobą nie swoim tatą. Ona za nim tęskni. Jestem pewien że już nigdy go nie opuści. - odpowiedziałem za niego.
- Ja z Austinem jadę już, a wasz samolot jest za dwie godziny, więc pomóż Megan i dołączcie do nas. Odbierzemy was na lotnisku. Megan skarbie jesteśmy w kontakcie.- pokazał telefon - Chodź - rozkazał mi.
Od razu wykonałem to co mi powiedział i razem z nim wsiadłem do samochodu.
Na lotnisku znaleźliśmy się szybko, chociaż droga mi się ciągnęła. Od razu wszystko załatwiliśmy i po niedługim czasie siedzieliśmy w samolocie.
- Anthony zarządza samolotami. Były tylko dwa miejsca, więc musiałem wybrać ciebie.
- To bardzo dobrze.
 - I rozsądnie. A teraz opowiedz mi co się jej stało lub daj mi zadzwonić do tego chłopaka, o którym mówisz.
- Nathan'a ? Może ja sam powiem, tyle ile wiem.
- No dobrze.
- Wiem tylko że miała wypadek. Nathan powiedział tez że jest w krytycznym stanie. Nic więcej nie wiem jeśli chodzi o ten wypadek, ale wiem że ma pan więcej pytań dotyczących jej.
- Kim jest Nathan ?
- Chłopakiem, którego kocha... mieszkała u niego.
- Czyli wyjechała tam za nim ? - spojrzał pytająco.
- Nie. Pojechała tam za pracą.
- Jak to za pracą ?
- Wiem że to może pana zaboleć, ale ona miała do pana żal. Chodziło przede wszystkim o Daphne. Ona nie była dla niej ani dla Meg za miła. Wręcz przeciwnie. Za każdym razem kiedy mówiła o nich coś złego to nie była prawda. Ona nie raz uderzyła Meg. Ariana stwierdziła że nie może tego dalej tolerować, a pan... pan jej nie słuchał. Stwierdziła że musi wziąć sprawy w swoje ręce. W sumie nie wiedziałem o co jej chodzi. Po pewnym czasie napisała mi że dostała się do pracy w UK jako dziennikarka. Bardzo jej na tym zależało, bo to największy europejski magazyn. Chciała wyjechać żeby zarobić na swoje mieszkanie i wziąć do siebie Meg.
- Ale przecież... musiała gdzieś się zatrzymać. Chyba nie było tak że wyjechała tam, bez żadnych zabezpieczeń i zamieszkała u jakiegoś chłopaka ?
- Kojarzy pan Mich Keegan ? - spytałem, żeby wiedzieć co powiedzieć dalej.
- Tak. - odpowiedział po chwili namysłu.
- Ona ją do siebie wzięła. Mich jest z Max'em. A Max jest w zespole. Mieszkał z nimi też Nathan. Dla mnie dupek... przynajmniej tak sądziłem na początku. Ale Ariana widać inaczej go oceniła. W sumie nie wiem czy wiedzieli o swojej miłości, czy ona zdążyła mu o tym powiedzieć. Ale mnie odrzuciła dla niego.
- Jak na razie rozumiem. Ale czy ona zarabia tam ? Czy dobrze jej się żyło ?
- Chciała wracać. Nie zarabia. Sprawy się skomplikowały. Odeszła z pracy, bo nie chciała krzywdzić swoich bliskich.
- Krzywdzić bliskich ?
- Miała napisać artykuł własnie o Mich i Max'ie. No i napisały, tylko ten jej dyrektor zmienił wszystko, że wyszła na kompletnie bezuczuciową zołzę. Pokłóciła się z Mich i mieszkała z Nathan'em. Porzuciła pracę...No i tyle wiem.
- Dobrze.... Dziękuję za te informację, ale wolałbym wiedzieć na bieżąco, a nie dowiadywać się o jej życiu teraz. Nie wiem jak mogliście mi nic nie powiedzieć.
- Ale proszę pana...,. pan tylko się przejmował tym przez tydzień, a później Daphne panu nagadała tak że nie myślał pan już o tym.
- Wiem... to co zrobiłem... powinienem jej szukać,a nie tylko się martwić.... w sumie nie wiem jak do tego doszło.
- Daphne... - zasugerowałem.
- Nie ona przecież jest niewinna.
- Słucham ? Niech pan przejrzy na oczy... To przez nią Ariana wyjechała, chciała stworzyć bezpieczny dom dla Meg, która Daphne poniewierała jak tylko chciała..... a pan mi mówi że jest niewinna ? Nie wspominając o tym, że zaślepiła pana na tyle, że nie zauważał pan jak pańskie córki wołają o pomoc.
- Ja... potrzebuję czasu... ja nie wiem.... ja ...
- Mam pan czas do końca lotu. Ja się już nie odezwę. Mam tylko nadzieję że będzie pan rozsądny. - po tych słowach zapadła między nami cisza.
Nie rozumiem tego człowieka.... jego córka jest w szpitalu a on.... on nie widzi niczego poza Daphne... Niby leci ze mną do niej, ale twierdzi że Daphne nie ma z tym nic wspólnego. Gdy to własnie jest jej wina... i moja... ja powinienem jej wyznać miłość wcześniej... zaproponować że zapewnię jej dom. Mógłbym zacząć dorabiać po szkole, ona była by cały czas u mnie, mogłaby nawet zamieszkać u mnie z Meg. Pomieścilibyśmy się jakoś... a teraz.... teraz nic nie wydaje się być sensowne... ona może umrzeć.... niby Nath mi tego nie powiedział... ale wiem to po jego bólu w głosie... on ją naprawdę kocha... tak jak ja.... Ona jest dla nas ważna. I jedno jest pewne... nie wytrzymalibyśmy dnia z myślą że jej nie ma... to najcudowniejsza osoba jaką znam...a Nathan jest o tyle do mnie podobny.


Oczami Nathan'a


- Jest pan dobrym kandydatem na dawcę. Ale niech pan jeszcze raz się zastanowi. Po tym będzie pan miał więcej ograniczeń... a nie wygląda pan na takiego chłopaka który..
- Który co ? - spojrzałem na niego uważnie.
- Niech się pan po prostu zastanowi... a gdy podejmie pan decyzję, niech pan to podpisze i mnie znajdzie.
- Ale ja jestem już pewien i to na 1000%. Ona jest moją miłością... wie pan co to znaczy ?  Zrobię dla niej wszystko. Więc niech pan kładzie mnie już na ten stół, robi ci tam musi robić i pomaga Arianie.
- Dobrze. Podpisz to. - podał mi długopis i dał formularz
- Proszę - oddałem mu papier, gdy tylko wszystko wypełniłem.
- Pielęgniarka zabierze pana na salę i przygotuje. A ja pójdę po potrzebne rzeczy i lekarzy.
- Dziękuję.
- Nathan chodź - pospieszyła mnie pielęgniarka - To naprawdę bohaterskie. Ty jesteś bohaterem !
- Zrobiłabyś to samo dla osoby którą kochasz.
- Mam tylko jedną nerkę... dzięki osobie która mnie kochała.
- Naprawdę ? - zdziwiłem się.
- Tak... ale już nie jesteśmy razem. Byłam mu wdzięczna, że mnie uratował... ale to była tylko wdzięczność. Wydawało mi się że go kocham, ale kochałam tylko to ci zrobił... te bohaterstwo.
- Ale ja jestem pewien że ona mnie kocha... tak jak ja ją kocham.
- Życzę ci żeby to było prawdą i żebyście byli szczęśliwi.
- Dziękuję lub jak to się mówi niedziękuję. - spróbowałem rozluźnić atmosferę.
- Zadzwonię tylko do mamy, żeby się o mnie nie bała. Pewnie wpadłaby w szał gdyby mnie nie zobaczyła przed salą.
- Dobrze. Jak już to zrobisz, podejdź pod salę numer 2. Ja przygotuję środki na uśpienie.
- Dobrze. Postaram się jak najszybciej.
- No ja myślę - uśmiechnęła się.
- Nathan - podbiegł do mnie Max.
- Max ? - zdziwiłem się.
- Jak widać. Martwiłem się o ciebie.
- O mnie nie ma potrzeby, jest ktoś kto jest w gorszym stanie.
- Nathan, wszystko będzie dobrze - Mich mnie przytuliła.
- Wiem. Własnie postanowiłem coś zrobić a nie tylko czekać.
- Co masz na myśli ? - spytał podejrzliwie Max.
- Oddaję jej nerkę. To zespoi jej organizm i prawdopodobnie uda się przywrócić wszystko do działania.
- Ale to bardzo poważne... jesteś tego pewien. - wtrąciła się Mich.
- Nigdy nie byłem czegoś bardziej pewien - zapewniłem - kocham ją.... i zrobię dla niej wszystko,...Obiecajcie mi tylko że uspokoicie moją mamę... bo ona to pewnie strasznie przyjmie.
- Dobrze... Nathan... to co robisz jest wielkie.
- Nie wiem czy jest wielkie... wiem tylko że nic mnie nie powstrzyma przed tym by to zrobić.  Trzymajcie moje rzeczy - wyjąłem klucze i telefon z kieszeni. Ja już pójdę.
- Idź - Mich mnie jeszcze raz mocniej przytuliła i oddała w ręce Max'a
Ten również okazał  mi czułość i odprowadził mnie pod salę.
- Dziękuję że tu  jesteście - powiedziałem i zamknąłem po sobie drzwi.
Przebrałem się w specjalne coś i po kilku chwilach leżałem już na stole operacyjnym. Po tym co mi wstrzyknęli oczy robiły mi się coraz cięższe i cięższe... Jedyne o czym myślałem to tylko o tym, żeby obudzić się ze świadomością że Ariana wyjdzie z tego... i tak zasnąłem...



Ha ! Dodałam wcześniej tak jak obiecałam... Normalnie jestem sama w szoku. A to zasługa Wiktorii. Tak ciebie ! To przez ciebie płakałam gdy uświadomiłaś mi jak ważni są dla mnie chłopcy i jak TW zmienili moje życie ! W sumie tylko dzięki nim jestem taka jaka jestem. Możecie sobie pomyślec, że jestem jakas głupia bo zawdzięczam im zycie i wgl. ale oni naprawdę pomogli mi w trudnym okresie i dzięki nim chociaż trochę się usmiechałam. No i dzięki wam ! Mojej TWFanmily <3
Więc rozdział dedykuje wam wszystkim, za to że jesteście <33

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 63

" Nawet ty nie mówisz prawdy " 



Oczami Jess


- Chris ? - wyjrzałam przez drzwi łazienki.
- Tak ? - zlustrował mnie od góry do dołu.
- Przyniósłbyś mi ubrania ? - spytałam zawstydzona jego wzrokiem.
- Jasne. Gdzie są ?
- Na komodzie u mnie w pokoju, zapomniałam ich.
- Zaraz będę - spojrzał jeszcze raz na mnie i odszedł.
Weszłam do środka, oparłam się o ścianę i zaczekałam na niego.  Ten jego wzrok. W sumie nie wiedziałam o co mu chodzi. To znaczy wiem że jestem dziewczyną... do tego nagą.... ale on nigdy się tak na mnie nie patrzył. Nie myślałam że mogę mu się podobać.
Chłopak zjawił się po niedługiej chwili.
- Proszę - wszedł do pomieszczenia.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się - Dlaczego się tak na mnie patrzysz ? - spytałam gdy błądził po moim ciele swoim pięknymi oczami.
W odpowiedzi dostałam ciszę i jego zacięty wzrok.... To było dość krępujące.
- Jesteś piękna - stwierdził po dłuższej chwili.
Zbliżył się do mnie. Uśmiechnęłam się, a ten wykonał kolejne kroki w moją stronę. Objął mnie i wpił się w moje usta. To było cudowne. Nie jakiś zwykły pocałunek, ale taki jak nigdy.... poczułam jego pożądanie.
Chris podniósł mnie i posadził na szafeczce. Pogłębił swoje pocałunki, a ja odpłynęłam w jego ramionach.
W pewniej chwili zsunął się mi ręcznik, tak że było widać mi wszystko od pasa w górę. Poczułam się dziwnie. Mimo że kocham Chris'a i działa on na mnie TAK to poczułam się nieswojo w takiej sytuacji.
Chciałam poprawić ręcznik, ale chłopak mnie powstrzymał. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. Na początku pomyślałam że się ze mnie śmieje, ale po chwili zrozumiałam że jest najcudowniejszym chłopakiem i posłał ten uśmiech do mnie, żeby mnie uspokoić.
- Jeśli nie chcesz, możemy skończyć - szepnął.
Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, tylko przyciągnęłam go do siebie i kontynuowałam pocałunki.
Chłopak rękoma błądził po moim ciele. W pewnej chwili przeszły mnie ciarki, a razem z nimi zniknął wstyd. Poczułam że pragnę go, tak jak on pragnie mnie. Owinęłam go w pasie swoim nogami i wpiłam się mocniej w jego miękkie usta, bawiąc się naszymi językami.
- Kocham cię - wyszeptał w przerwie między pocałunkami.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam ściągając z niego koszulkę.
- Jess ? Jesteś gotowa ? - usłyszałam że mama wchodzi po schodach.
- Co ona robi w domu ? - wyszeptałam, wstając z szafki i poprawiając ręcznik.
- Jess ? - weszła przez nie zamknięte drzwi.- Co tu się dzieje ? - spojrzała na nas badawczo.
- Chris przyniósł mi ubrania i my..... no..... no bo ich zapomniałam...... no z pokoju...... no wiesz....
- Tak ? A dlaczego on jest bez koszulki ?
- Ja.... proszę panią.... ona tu jest - sięgnął po nią na ziemie - O proszę - pokazał ją jej.
- Czy wy uważacie mnie za idiotkę ? Ty chłopcze - wskazała na mojego chłopaka - Idź na dół. Zarz do ciebie zejdę i porozmawiamy, a ty - kiwnęła głową w moją stronę - nie myśl że ujdzie ci to na sucho.
- Ale co ? - spytałam gdy Chris opuścił pomieszczenie.
- To nie pierwszy raz kiedy ktoś przyłapuje cię z innym chłopakiem. Nie pamiętasz co było wcześniej ? Nie chciałaś wyjść nawet z domu.
- Ale to było co innego. Ja kocham Chrisa.... I przecież do niczego nie doszło.
- Prawie nie doszło.Zresztą co ty wiesz o miłości. - wyśmiała mnie.
- Wiem więcej niż ci się wydaje.  - warknęłam - Nie kłóć się ze mną teraz. Proszę.... to i tak nie ma sensu.
- Powiedz mi gdzie ja popełniłam błąd ? No gdzie ? - skryła twarz w dłoniach. - Najpierw impreza na której przyłapano cię z innym chłopakiem, później impreza na którą poszłaś okłamując mnie, a teraz akcja w łazience ? Jessica ile ty masz lat ? Na alkohol i seks przyjdzie jeszcze czas. Zaufaj mi, mówię prawdę.
- Jesteś samotnie wychowującą matka, która myśli tylko o pracy. Nathan ma zespół, a  twój chłopak, nie zastąpi mi taty. Został mi tylko Chris. A to że byłam na imprezie... czy to coś złego ? Chciałam się zabawić jak inni w moim wieku. A co do seksu.... może masz rację.... chociaż nie. Jak nie teraz to kiedy?  Na starość ? Dziękuję za takie coś. Przecież wiesz że zadbalibyśmy o to żeby się zabezpieczać. Chris nie jest pierwszym lepszy chłopakiem. Odkąd poznałam Amy jest jedyną szczerą osobą jaką znam. Nawet ty nie mówisz prawdy.
- Słucham ?
- Nigdy nic nie mówisz o tacie. Nie znam większości rodziny. Znam tylko babcię i dziadka, oraz twoją siostrę i wiem o jakimś wujku z Londynu. A z rodziny ze strony taty ? Nikogo. Wiem że to może nie najlepszy temat. Nie teraz kiedy Nathan jest na skraju załamania, Ariana i Matt leżą w szpitalu a Amy grozi że będę następna.
- Masz racje nie najlepszy. Ale wróć...  co Amy robi ?
- Nie powinnam ci tego mówić ale dzisiaj w szpitalu powiedziała że jeśli doniosę na nią że to ona, będę następna która znajdzie się w szpitalu, a jeśli nie ja to moja rodzina.
- Jess, skarbie. Wiesz że nie możesz jej posłuchać ? Tym własnie przyznała się do winny. Zrobię wszystko żeby nic ci się nie stało. Kochanie - przytuliła mnie.
- Mamo, nie mogę złożyć tych zeznać.
- Ty musisz to zrobić. Kochanie będę z tobą.
- A nie powiesz nic Chrisowi ? Chciałabym też żeby był ze mną, żeby z nami tam pojechał.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł.
- Proszę. On też jest dla mnie bliski.
- Przebierz się i zejdź na dół. Pośpiesz się bo nie wytrzymam długo trzymając język za zębami z nim sam na sam.
- Dziękuję. - wyszeptałam.


Oczami Nathan'a


- Jest pan rodziną pacjentki ? - spytał na początek.
- Nie. - odpowiedziałem niepewnie.
- W takim razie nie mogę panu udzielić żadnych informacji.
- Słucham ? - wkurzyłem się.
- Nie mogę udzielić panu informacji. - powtórzył.
- Ale... ja jestem najbliższą jej osobą tutaj.
- Mógłby się pan skontaktować z jej rodziną ?
- Ja.... oczywiście... to znaczy spróbuję.
- Jeśli uda się panu ściągnąć tu jej rodzinę, będę bardzo wdzięczny.
- Jak bardzo ? - spytałem podchwytliwie.
- Bardzo. - odparł.
- Więc niech pan powie cokolwiek. Proszę... Nie wytrzymam w niepewności. Ja ją kocham....
- Dobrze. Więc... dziewczyna jest w poważnym stanie. Złamane kości, uszkodzone narządy wewnętrzne, ale utrzymujemy ją przy życiu... Jeśli wszystko dobrze pójdzie zdobędziemy dla niej szybko nerkę i spróbujemy przywrócić organizm do działania.
- Nerkę ?
- Tak. Niestety bez niej nie uda nam się wyleczyć jej.
- A czy ja bym mógł być dawcą nerki ?
- Jest pan świadomy tego co pan mówi ? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Z całą pewnością. - zapewniłem.
- W takim razie za kilkanaście minut przyjdzie po pana ktoś na badania.
- Dobrze. - powiedziałem a mężczyzna podszedł do drzwi. - Proszę pana...niech pan mi obieca że zrobi pan wszystko żeby przeżyła... Jest miłością mojego życia. - podbiegłem do niego.
- Obiecuję że zrobię wszystko co tylko w mojej mocy. Niech pan się trzyma tego że wszystko będzie dobrze. Wiara czyni cuda młody człowieku. - poklepał mnie po ramieniu i zniknął za drzwiami.
Zrobię wszystko dla mojej Ariany... Nerka to najmniejszy problem. Mógłbym oddać jej nawet serce... Nawet gdybym ja miałbym umrzeć. Zawsze pozostawałby nadzieja że po tym jak ona przeżyje życie wróci do mnie w innym życiu....

Oczami Max'a


- Max co ty tu robisz ? - Przywitała nas mama Nathan'a.
- Przyjechałem do Ariany. Ma trudny okres i chcę jej pomóc. Mieliśmy mały problem z dojazdem dlatego dopiero teraz. Gdzie ona jest ? Chciałbym z nią jak najszybciej porozmawiać.
- W szpitalu. - zaskoczyła nas.
- Co ? W szpitalu  ? Ale jak to ? - wtrąciła się Michelle.
- Miała wypadek. - odpowiedziała spokojnie,  chociaż było widać że się denerwuje.
- Ale... jak to ? - Nic nie rozumiałem.
- Połóżcie walizki i chodźcie z nami. Wyjaśnię wam w drodze. - Minęła nas w drzwiach.
Wyszliśmy z domu i za panią Karen poszliśmy do auta. Wpuściłem Mich do przodu, a sam okrążając samochód zająłem miejsce z przodu. Po chwili doszła jeszcze Jess z jakimś chłopakiem
- Zawiozę was do szpitala. - zaczęła -  Nathan pewnie sam zwariuje. Strasznie to przeżywa. A ja muszę z Jessicą jechać na komisariat.
- Dobrze, dobrze ale co się stało ? - Zapytała Mich.
- Już mówię. - zaczęła opowiadać.

Oczami Nathan'a


- Hej Austin. - Zacząłem nie pewnie.
- Nathan ? - chłopak był zdziwiony
- Tak.
- Co jest ? Czemu ty do mnie dzwonisz ?
- Ariana miała wypadek. - rzuciłem prosto z mostu.
- Co ?
- Leży w szpitalu, jest w poważnym stanie, utrzymują ją przy życiu...
- Ale jak to ? Nathan co się stało ? - odezwał się po dłuższej chwili.
- Jechała motorem. To dość długa historia. Dzwonię do ciebie tylko dlatego że obiecałem sprowadzić tu jej rodzinę.
- Dobrze, poinformuję jej ojca. Właściwie już idę. - słyszałem jak zamyka drzwi -  Powiedz tylko gdzie przyjechać?
- Gloucester. Adres szpitala wyślę ci sms'em - rozłączyłem się.
Patrzałem jeszcze chwilę na telefon Ariany. Sam nie wiem czemu ścisnąłem go mociniej i przysunąłem do serca... Tak jakby to była ona...
- Pan Sykes tak ? - podeszła do mnie pielęgniarka, ta sama co opatrywała mi rany.
- Jak widać.
- Znów się spotykamy.
- Jak widać - powtórzyłem.
- Więc chcesz oddać jej swoją nerkę. Musi ci na niej zależeć.
- Jak widać.
- Rozumiem... nie masz ochoty rozmawiać. Wiec przejdźmy od razu do rzeczy. Musisz wykonać badania. Żeby stwierdzić czy jesteś dobrym dawcą musimy cię zbadać. Chodź. Zaprowadzę cię pod odpowiednią sale.




Wiem nie jest to najlepszy rozdział...
Przepraszam....
Męczyła się z nim.... tzn miałam już wszystko napisane, ale stwierdziłam że nie będzie to pasować do finału opowiaania i musiałam pisać ten rozdział prawie cały od nowa :// ahhh szkoda mówic.
No ale mam nadzieję że da się jakoś przeczytać. Przynajmniej wiem co będzie w następnym rozdziale i mogę się za niego brac nawet teraz... tyle że dodam dopiero wtedy gdy będzie odpowiednia ilość komentarzy.
A i takie pytanko. Co myślicie o Jessice i Chrisie ?



czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 62

" Jestem zagrożeniem . . . "



Oczami Jess


- Tu jesteś - Chris podszedł i mnie objął. - Co z nią ? - spytał o Arianę
- Nie wiem. Lekarze całą noc trzymają ją na sali operacyjnej.
- A ty jak się czujesz ? - zapytał z troską.
- Bywało lepiej.
- Wiem głupie pytanie - spojrzał mi w oczy.
Od razu odwróciłam wzrok i schowałam twarz w jego torsie.
- Tak strasznie boję się o Arianę, Matt'a i Nathan'a
- No właśnie co z Matt'em.
- Nie wiem. Szczerze mówiąc nie myślałam o nim. Wiem to głupie z mojej strony.
- Nie, to dość normalne. Martwisz się o Ariane i o Nathan'a. A jak z nim ?
- Jest załamany. Cały czas wmawia sobie że to jego wina - Na samą myśl zrobiło mi się go szkoda.
- Ale przecież tak nie jest.
- Wiem. To wina Amy. - Rzuciłam przypominając sobie całą sytuację.
- Co ? - zdziwiła go moja odpowiedź.
- Widziałam jak była w garażu, kiedy drzwi się otworzyły ona się kryła, no i widziałam jak rozmawia z JayJay'em. Pewnie prosiła się o klucze.
- Musisz to powiedzieć na komisariacie.
- Wiem. Właśnie. Są już jakieś informacje ?
- Wiadomo tylko że motor był nie sprawny.
- Wiedziałam. To na pewno Amy.
- W sumie było widać że nie lubi Ariany.
- Ona jej nienawidziła. Chciała się jej pozbyć. 
Tak...a ja jej w tym  pomagałam....

Oczami Nathan'a


Nienawidzę tego dnia, nienawidzę tego miejsca, a najbardziej nienawidzę siebie.... za to wszystko co się stało... - rzuciłem się na niczego niewinną ścianę i kilka razy w nią uderzyłem.
- Niech pan się uspokoi, bo rozwalił pan płytkę - usłyszałem za sobą. Spojrzałem na ścianę, a później na krwawiącą rękę - No i przestraszył pan mojego syna - kontynuował mężczyzna.
Obróciłem się w jego stronę.
- Nie będziesz mi życie układał - warknąłem dodając kilka przekleństw na niego.
- Słucham ? Możesz powtórzyć głośniej ?
- Powiedziałem że nie będziesz mi życia układał sukinsynie - podniosłem głos.
Puściły mi nerwy. Miałem zamiar wyjść ale kiedy go mijałem ten szturchnął mnie. Nie panując nad sobą zatrzymałem się i pchnąłem go na ścianę. Gdy o nią uderzył było słychać huk. Gdy wstał uderzył mnie w twarz tak że puściła mi się krew z nosa. Bardziej rozwścieczony zacząłem w niego uderzać... aż znów upadł. Opanowałem się dopiero wtedy gdy usłyszałem płacz jego synka. Mały był przerażony a mi się zrobiło go szkoda. Podałem rękę jego ojcu i podniosłem go na nogi.
- Jeśli nie chcesz bardziej dostać, zabieraj swoje dziecko i wynocha.
Nim się zorientowałem facet pokuśtykał do wyjścia.
Zostałem sam. Opłukałem twarz z krwi i usiadłem pod ścianą. Zaczęło do mnie docierać co zrobiłem. Jak można być tak głupim. Jestem największym kretynem świata. Mogłem go zignorować. No i ten jego synek... jak zaczął płakać.... bał się mnie....
Z bezradności sam się popłakałem. Te emocje.... to co się dzieje ze mną.... to wszystko mnie przerasta.... jestem zagrożeniem..... nie radzę sobie sam ze sobą.
- Nathan ! Jesteś tam?- usłyszałem głos swojej mamy i sam nie wiem czemu schowałem się w jednej z kabin.
O dziwo bałem się.... wstydziłem tego co zrobiłem.... Cholera jak ja mogłem dopuścić się czegoś takiego ?  - Nathan - drzwi zostały otwarte - Boże Nathan ty krwawisz. Co ci się stało ?
- Nic. - wytarłem się.
- Nic ? Z nosa leje ci się krew, masz całe ręce umazane nią.
- Mamo, proszę zostaw mnie samego. - Jęknąłem błagalnie.
- Nie ma mowy. Umyj się, pójdziemy zaraz do pielęgniarek żeby cię opatrzyły.

Oczami Jess


- Jessica, kochanie nic ci nie jest ? Jak się czujesz ? - usłyszałam dobrze znany mi głos. Amy.
- Co ty tu robisz ? - spytałam odklejając się od Chris'a.
- Musiałam zobaczyć co z tobą. Jak się czujesz ? - udawała przejętą. No właśnie UDAWAŁA.
- Amy odejdź jeśli nie chcesz żebym cię udusiła - ostrzegłam.
- Ale o co ci chodzi ? Rozumiem możesz być zdenerwowana bo lubiłaś ta całą Ari i nie było mnie przy mnie kiedy mnie potrzebowałaś, ale czemu od razu na mnie naskakiwać ?
- Bo to ty ją w to wpakowałaś ! - oskarżyłam ją.
- Słucham ? Skąd ten pomysł.
- Bo to ty grzebałaś przy motorach !
- Co ? - rozszerzyła usta i oczy.
- Nie udawaj głupiej. Wiem że to ty.
- Nie masz dowodów kochana... Chodź ze mną na słówko - rozkazała.
Spojrzałam na Chrisa i poszłam za nią.
- Czego chcesz ? - rzuciłam.
- Jeśli doniesiesz do mnie policji, stracisz wszystko co masz. Nie żartuje.... sama widzisz do czego jestem zdolna. Następna będziesz ty tu leżeć. No chyba że będziesz siedzieć cicho i udawać że mnie lubisz. Pamiętasz "Najlepsze Przyjaciółki Na Zawsze". Dopilnuje żeby tak było.
To co powiedziała..... nie wiedziałam jak na to zareagować... nim zdążyłam cokolwiek zrobić ta podeszła do Chrisa.
- A tobie radzę wziąć przykład ze swojej dziewczyny, już niedługo byłej dziewczyny.... ale to jeszcze nie teraz - uśmiechnęła się złośliwie.
- I idzie mój skarbeczek - spojrzała na Nathan'a

Oczami Nathan'a


- Już ostatni raz zawijamy - pielęgniarka kończyła opatrywać mi rękę - Coś ty chłopie robiłeś ?
- Uderzyłem się.
- W rękę uwierzę ale ten nos i ta rana na wardze i policzku.... musisz się bardziej postarać.
- Zaistniała mała sytuacja. - miałem dość.
- Za takie sytuacje można iść siedzieć do więzienia. - ostrzegła.
- Skończyła już pani ? Nie mam czasu na rozmowy.
- Możesz iść - pogładziła mnie po ręce.
Wkurzyłem się, nie chciałem żeby mnie podrywała, a cały czas kiedy mnie opatrywała to robiła. Tu puściła oczko, tu mnie gdzieś dotknęła, zagadywała i tak dalej... Ahh
- Już - poinformowałem zmęczoną czekaniem i nieprzespaną nocą mamę, która była przed gabinetem.
- Chodźmy - powiedziała wstając z krzesła i ruszając przed siebie.
Gdy dochodziliśmy na miejsce zobaczyłem aż trzy osoby. Jessicę, stojącego chłopaka koło niej, który musiał być Chris'em i czarnowłosą dziewczynę.... Amy......
- Proszę tylko nie ona....
- Nathan - podbiegła do mnie.
Chciała mnie przytulić ale ją odepchnąłem.
- Co ty tutaj robisz ?
- Jak się trzymasz kochanie ? Będzie dobrze.
- Odejdź Amy. Nie wiem po co tu przyszłaś, skoro wiesz że cie nienawidzę.
- Nienawidzisz ?
- Tak. Czego nie rozumiesz ? - wkurzyłem się.
- No bo przecież  jesteśmy razem ? - naciskała.
- Nie wydaje mi się. Amy to koniec.
- Ale.... masz racje to koniec. Zrywam z tobą. Ale zostaniesz sam, bo Ariana umrze.... lekarze pewnie nie dają jej szans dlatego z wami nie rozmawiają... Idę..
Ariana umrze ? Jak ona mogła mi tak powiedzieć? .... A może ona ma racje ? Może dlatego nic nie mówią ?
Przeszył mnie ból.... gdy Amy zniknęła usiadłem pod ścianą i zacząłem myśleć... cały czas o niej.... o mojej Ari.... Łzy same cisnęły mi się do oczu.... moja Ari.....






Tam dam dammmmmm :)
Oto kolejny. Wiem znów czekaliście, ale nie miałam weny.
Aż do.... teraz :) Mam już prawie skończony następny rozdział, więc dodam go gdy beedzie więcej komentarzy niz przy ostatnich rozdziałach  :)
Więc zadanie do was. :)
Co tu wiecej ? Chyba nic :) Więc lece pakować się :**
Do następnego <3

sobota, 19 października 2013

Rozdział 61

" Zaufać lekarzom ? A jeśli i oni nie są w stanie jej pomóc ? "



Oczami Jess


Staliśmy wszyscy, obserwując wyścig. Niespodziewanie jeden z motorów zderzył się z ziemią. Wszyscy zaczęli biec w tamtym kierunku. Przez zamieszanie sama nie wiedziałam co robić. Ruszyłam się dopiero wtedy kiedy Chris krzyknął że to motor Matt'a. Jego głos pomógł mi się otrząsnąć. Ruszyłam za tłumem. W kilka chwil znalazłam się na miejscu. Przy poszkodowanych zobaczyłam Nathan'a i dwóch innych chłopaków. Mój brat klęczał przy Arianie.
- Może ktoś zadzwonić po pogotowie ? - zawołał jeden z pomagających.
Zaczęłam szukać telefonu w kieszeni. Wyciągnęłam go czym prędzej i wybrałam odpowiedni numer.
Gdy nawiązało połączenie, powiedziałam wszystko co powinnam. Kazano nam czekać.
- Będą najszybciej jak się da - powiedziałam i podeszłam do Nathan'a.
Przytuliłam go chociaż, wiedziałam że to nic nie da.
Większość ludzi zaczęła się rozchodzić. Każdy się wystraszył. Pewnie dlatego że i policja miała zawitać w tym miejscu. W sumie zostało nas kilku.
Po jakimś czasie podjechało pogotowie i sanitariusze podeszli do nas. Odciągnęłam mojego brata, ponieważ nie chciał puścić dziewczyny.
- Co tu się stało ? - spytał jeden z lekarzy.
- Motor.... to stało się szybko.... jechali i nagle wylądowali na ziemi.... - ktoś zaczął tłumaczyć.
- Zabieramy ich do szpitala. - poinformowano nas, gdy przeniesiono poszkodowanych na noszach do pojazdu.
- Jedziemy.- oznajmił drugi mężczyzna zamykając drzwi.
- Ja też jadę - Nath wskoczył do środka.
Pojazd odjechał, a myśmy zostali. Na miejsce przybyła policja i zaczęła wszystkich przepytywać o zaszłej sytuacji.
- Chris muszę dostać się do szpitala - oznajmiłam.
- Okej, stój tu a ja coś wykombinuję - odbiegł ode mnie.
Po raz kolejny chwyciłam mój telefon, ale tym razem zadzwoniłam do mamy. Nie miałam czasu na to aż mój chłopak cokolwiek wykombinuje, a mama i tak by się o tym dowiedziała.
- Mamo ! - gdy odebrałam od razu zawołałam.
- Jessica co się stało ? Czemu dzwonisz ? - powiedziała zaspanym głosem.
- Mamo, był wypadek... - załkałam, cała sytuacja mnie przerosła, nie potrafiłam mówić spokojnie. - musimy jechać do szpitala. Proszę  przyjedź po mnie. - rozpłakałam się na dobre.
- Ale jaki wypadek ? Kochanie co się dzieje ?
- Ariana ....jechała motorem..... na imprezie. Pogotowie ją zabrało, a Nathan jechał z nimi...  - nie wiedziałam jak to powiedzieć, wszystko  mi się plątało.
- Jakiej imprezie ? jakim motorem ? - dalej nie rozumiała.
- Przyjedź po mnie, jestem na Riveras Street. Dom przy nie czynnej autostradzie, na pewno trafisz. Tylko błagam pośpiesz się ! - rozłączyłam się i pobiegłam jak najbliżej ulicy, by mama mogła mnie zgarnąć.
- Przepraszam bardzo, ale wszyscy musicie zostać, musimy was przesłuchać - zatrzymał mnie jeden z policjantów.
- Ale ja muszę jechać do szpitala. Nie mogę czekać. - Wyminęłam go, ale ten mnie złapał za rękę.
W tym samym momencie obok mnie znalazł się Chris.
- Nie widzi pan, że ona musi tam pojechać ? Ja się nią zajmę - pociągnął mnie do siebie i objął. - Ona musi pojechać tam. - zaczął mnie prowadzić.
- W takim razie proszę się zgłosić na komisariat - zawołał za nami bezradny.
Nawet nie wiem jak mu dziękować, dzięki nie mu mogę spokojnie pojechać. Dobrze mieć takiego chłopaka.
- Jessica - zaczął -  Jamie może po nas przyjechać i pojedziemy do szpitala.
- Moja mama zaraz tu będzie. - wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.- To wszystko stało się przeze mnie, gdybym nie była taką egoistką, Nathan nie musiał by tu przychodzić. Nie byłabym dla niego ciężarem i Arianie nic by się nie stało.
- Nie mów tak, Jess.... to nie twoja wina....to wina...
- Czyja ?
- Na pewno nie twoja... policjanci twierdzą że to coś z motorem...
- Dziękuję że się starasz... ale ja i tak wiem swoje - załkałam - Chodźmy bliżej, żeby mama mnie zobaczyła.
Chłopak zaczął prowadzić mnie na chodnik, ponieważ nogi uginały się pode mną i pewnie sama nie doszłabym. Cały czas płakałam, a on nic nie mówił, pozwolił mi schować twarz w jego torsie. Własnie tego było mi trzeba...
Usłyszałam podjeżdżające auto, a po chwili zamykające się drzwi pojazdu.
- Jess - podbiegła moja mama.
Podniosłam głowę do góry i obróciłam się przodem do niej.
Po chwili wpadłam w jej ramiona i poprosiłam byśmy jechali. Wsiadłyśmy do auta i ruszyliśmy.
- Możesz mi powiedzieć co do cholery się stało i co tu robisz?
- Był dzisiaj koncert. Poszłam na niego z Amy..
 - Nathan o tym wiedział ? - przerwała mi.
- Tak poszedł z Ariana tylko dlatego żeby mnie pilnować... Później poszliśmy na imprezę do Josh'a a wszystko się jakoś potoczyło... były wyścigi i Ariana jechała z Matt'em i mieli wypadek.... O mój boże to sprawka Amy - wszystko zaczęło układać się w jedną całość. - Mamo to na pewno prze nią. Rozmawiała z JayJay'em a później była w garażu. To ona coś musiała zrobić. Była wściekła jak Nathan ją potraktował. To Amy namieszała, musiała coś zrobić z motorem. Chris mówił że policjanci podejrzewają niesprawność motoru.
- To poważne oskarżenia.
- Ale tylko ona mogła tego chcieć. Ona nienawidzi Ariany.
- Niech tym zajmie się policja - powiedziała mama parkując przed szpitalem.

Oczami Nathan'a


To gdy ją mi zabierali, gdy nieśli ją na noszach.... wszystko sprawiało mi ból... Nawet ciepło mojej siostry  nie mogło mi pomóc. Chciałem przy niej być... MUSIAŁEM przy niej być !
Chociaż przeszkadzałem sanitariuszom, nie mogłem jej zostawić, a ona nie mogła odejść.... Cały czas zaciskałem usta, by nie krzyczeć... wszystko rozrywało mnie od środka... ból był coraz silniejszy wraz z świadomością, która była nieunikniona...

W szpitalu zabrali mi ją. Kazali czekać na korytarzu. Nie mogłem tego wytrzymać... nie było jej przymnie, a mnie przy niej.... i świadomość że już  zawsze może tak zostać. Nie, nie nie ... NIE ! Ona wyjdzie z tego.
Podszedłem do ściany i kila razy uderzyłem w nią, pewnie powinienem czuć jak mi pulsuje ręka, ale nic takiego się nie stało, byłem uodporniony na ból fizyczny, ponieważ psychicznie wariowałem.
- Proszę się uspokoić - pielęgniarka stanęła za mną.
Odwróciłem się do niej  i zasyczałem
- A czy pani byłaby spokojna gdyby osoba najważniejsza w pani życiu znalazła się tu  w takim stanie ?  Przez panią, przez pani głupotę  ? - wybuchnąłem płaczem i usiałem pod ścianą.
- Proszę zaufać lekarzom. - poklepała mnie po ramieniu i odeszła.
Zaufać lekarzom ? A jeśli i oni nie są w stanie jej pomóc ? To mnie przerasta, nie radzę sobie, z samym sobą  i moimi myślami!
- Nathan ! - usłyszałem wołanie, a po chwili ujrzałem Jess.
Była z nią mama. Po raz pierwszy poczułem ze naprawdę jej potrzebuję. Wstałem i podbiegłem do niej. Przytuliłem się do niej i poczułem się jakbym znów miał pięć lat.
- Mamo, zrób coś - poprosiłem.
- Wszystko będzie dobrze.
Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. W sumie nie wiem ile tak staliśmy, ale na pewno nie kilka sekund, a kilkanaście minut. Nie chciałem tego przerywać, chciałem żeby tak było cały czas.... beztrosko.... Załkałem kiedy zdałem sobie sprawę że to i tak nie pomoże Arianie.
- Nathan, skarbie uspokój się. - pogłaskała mnie po głowie.
-Ale mamo, Ariana.... ja ją kocham....
- Wiem. Zobaczysz na pewno wszystko będzie dobrze - ponownie przejechała ręką po mojej głowie  - będzie dobrze - powtórzyła.
Usiadłem z nią na ławce, nie otwierając oczu. Cały czas wmawiałem sobie, że to tylko koszmar, że się zaraz obudzę, że będzie dobrze. Niestety rzeczywistość mnie przytłaczała.
- Wieziemy ją na blok operacyjny - usłyszałem otwierające się drzwi.
Od razu wstałem i spojrzałem w tamtym kierunku. Dziewczyna. Ariana ! Moja Ariana! Wstałem i podbiegłem do niej.
- Co z nią ? - spytałem ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.
Chciałem jej dotknąć, ale mi ją zabrali. Zostałem z tyłu z lekarzem.
- CO Z NIĄ ? - Naskoczyłem na niego, zastawiając mu drogę.
- Jej stan jest krytyczny. Ma uszkodzone narządy wewnętrzne i kilka poważnych złamań... Przykro mi... - wyminął mnie
-Ale przeżyje ? - nie dawałem spokoju.
- Na razie trzymamy ją przy życiu, ale potrzeba szybko kilku operacji.Więc proszę mnie nie zatrzymywać.
- Ona musi przeżyć, rozumie pan ? Ona jest moim życiem - krzyknąłem za nimi.- Ona jest moim życiem... - powtórzyłem szeptem.
Nie wyobrażam sobie dnia bez niej. Kocham ją. Kocham jej osobowość, jej piękne oczy i cudowny uśmiech. Kocham jej podejście do życia, to jak pomagała innym, pocieszała wszystkich. Kocham to jak całuje, przytula. Kocham jej nieśmiałość... i kocham świadomość że ona mnie kocha....Ale nienawidzę siebie za to że przeze mnie się tu znalazła.
- Nathan - podeszła Jess.- Nie stój tak. Chodź do nas.
- Oni robią wszystko co w ich mocy - zatrzymała się obok nas pielęgniarka.

Oczami Karen


Mój synek, mój biedny synek...  On cierpi, a przy tym i my wszyscy. Ona była dla niego ważna... co ja mówię ona JEST ważna. A na dodatek Nathan obarcza się cała winną, choć tak na prawdę to nie przez niego wsiadła na ten motor. To był jej wybór...
- Co oni robią tak długo ? Powinni już skończyć.... jest już po dziewiątej - odezwała się śpiąca Jess.
- Wiem kochanie... ale nie ma co się dziwić, była w krytycznym stanie.
- Ale przez tyle godzin na sali operacyjnej ? Tylko lekarze się non stop zmieniają.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć córeczko... ale wiem jedno, powinnaś jechać do domu. Wyglądasz okropnie... powinnaś się zdrzemnąć, potem musimy jechać na komisariat. A wolałabym żebyś nie śmierdziała alkoholem.
- Nie mamo, zostanę z wami. Nie chcę żeby Nathan został tu sam.... i przepraszam... nie powinnam była cię okłamywać... pić i ogólnie tam pójść... przepraszam.
- Porozmawiamy o tym później, nie mam siły teraz... Pójdę zobaczyć co u Nathana, poszedł jakieś dwadzieścia minut temu do tego wc.
- Okej, a ja zdzwonię do innych dowiedzieć się co jest... no wiesz o tym wypadku... co policja znalazła...
- Dobrze. W takim razie zaraz wrócę - wstałam i poszłam za strzałkami nakierowującymi na toalety.
Za dwoma zakrętami udało mi się znaleźć poszukiwane miejsce. Weszłam powoli do pomieszczenia i zaczęłam się rozglądać
- Nathan skarbie, jesteś tu ? - spytałam.
Nikt mi nie odpowiedział więc weszłam głębiej. Zaczęłam pukać do każdej kabiny, aż w końcu natrafiłam na tą z moim synkiem.

Oczami Jess


- Cześć - odezwałam się gdy usłyszałam że mój chłopak odebrał.
- O Jessica, własnie miałem dzwonić. - ucieszył się.
- Serio ?
- Tak. Na którym piętrze jesteście ? Zgubiłem się w tym szpitalu.
- Jesteś w szpitalu ?
- Tak.






I znów muszę przepraszać za to że rozdział pojawił się po długiej przerwie.... wiem jestem okropna :C
Przepraszam, przepraszam, przepraszam...
Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu. Powinnam się zacząć uczyć i pomyśleć do jakiej szkoły chcę pójść :O
Do tego mam problemy ze zdrowiem...
Muszę przyznać że opowiadanie zeszło na dalszy plan....
Zresztą wydaje mi się że już nie pisze tak jak kiedyś... wszystko nie układa się w jedną całość... wiem że was zawiodłam :/      
Mogę wam za to obiecać że przyłożę się do reszty rozdziałów i gdy tylko będę miała więcej czasu napisze kolejne :)
Przykro mi tez że mam tylko tyle komentarzy :< Patrząc na ilośc obserwujących ten blog a ilość osób które komentują.... robi mi się smutno :CC
No ale nie będę nikogo zmuszała do komentowania, od was zalezy czy chcecie :*
Do następnegoo <33




sobota, 7 września 2013

Rozdział 60

" Ale ja przecież nie zamierzam odejść " 


Oczami Nathana


- Ari możemy jeszcze z stąd zejść, daj mi rękę i wrócimy - poprosiłem po raz kolejny wyciągając przed siebie rękę.
I tak już byliśmy niezłym widowiskiem. Wszyscy się na nas gapili.
Dziewczyna po chwili zdecydowała się i chwyciła moją dłoń. Już chciałem się obrócić kiedy poczułem jak lecę. Ariana okazała się sprytniejsza niż myślałem. Podczas naszej rozmowy ciągle się zbliżała do końca dachu, tak że teraz wystarczył jeden krok by upaść z niego. Gdy mnie pociągła za sobą, nie miałem szans by nie zlecieć z nią, a tym bardziej powstrzymać przed tym. Nim zdążyłem porządnie poczuć że lecę, moje ciało zetknęło się z lodowatą wodą.
- Ariana ? - spytałem gdy wypłynąłem na powierzchnię a jej nie było - Ari !? - krzyknąłem gdy dalej nie wypływała.
Zacząłem się rozglądać w koło i nic. Serce mi stanęło gdy nikt się nie wynurzył. Zanurkowałem by ja odnaleźć. Woda była tak mętna, że nawet z otwartymi oczami nic nie było widać, więc zdałem się na dotyk i machałem rękami szukając jej ciała. Gdy zabrakło mi powietrza, byłem zmuszony wynurzyć się i nabrać świeżego.
- Hahahahahaha - usłyszałem będąc na powierzchni - Serio myślałeś że coś mi się stało ? Ten twój przerażony głos gdy wymawiałeś moje imię  hahaha - Ariana świetnie bawiła się patrząc na mnie.
- Możesz przestać ? Nie wiedziałem co robić, a ty sobie tylko żartowałaś ? - wkurzyłem się.
- Jak widać nieźle sobie radzę w wodzie. - Opłynęła mnie w koło, po czym wróciła na swoje miejsce.
- Dobra, więc wychodzę - podpłynąłem do brzegu.
To nie miało sensu, ona cały czas się śmiała, podczas gdy mi na niej zależało. Tak strasznie się bałem o nią. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym ją stracił, a co dopiero nie spróbował jej ratować. On jest tu przeze mnie, bo jestem pieprzonym tchórzem.
- Pomocy ! - usłyszałem za sobą.
Natychmiastowo się obróciłem i zobaczyłem że się topi. Tym razem nie na żarty.
Wskoczyłem z powrotem do wody i podpłynąłem do niej . Złapałem ją w ramiona i nie puszczałem.
- Dzięki - wysyczała.
- Więc mówisz że nieźle sobie radzisz ? - zakpiłem.
- Nie wiem jak to się stało - oplotła moją szyję swoimi ramionami.
- Wyjdźmy już stąd, bo to się źle skończy. Zresztą chce z tobą porozmawiać. Poważnie. Musze ci coś w końcu powiedzieć - zdecydowałem się wreszcie.
- Poważną ? Nie nie dzisiaj. Wręcz nie ma mowy. Już jedno mną wstrząsnęło.
- To znaczy co ? - nie zbyt wiedziałem o cym mówi.
- Austin wyznał mi miłość- zaśmiała się - Nie słyszałam jeszcze czegoś tak głupiego.
- Czemu ? - nie zrozumiałem jej toku myślenia.
- Bo postanowiłam że to ja będę decydować z kim chce być, a na pewno nie z nim. On jest moim przyjacielem. Zresztą nie mówmy o tym - puściła mnie i popłynęła do brzegu - Bawimy się ! - krzyknęła i chwyciła swoje suche ubrania do ręki.
Tak dało mi to do myślenia. Może i mnie ma tylko za przyjaciele ? Lepie będzie gdy nie będę się wygłupiał.
Wyszedłem z jeziorka i zacząłem wykręcać koszulkę. Zauważyłem że dziewczyna zapomniała torebki.
Chwyciłem ją a jej zawartość wypadła na ziemię. Zacząłem wszystko zbierać. Został tylko telefon, ale ten mnie zaciekawił, bo wyświetlacz się włączył. Chwyciłem go i spojrzałem na ekran. Dziewczyna pisała wiadomość do Max'a, tylko nie kliknęła by wysłać. Ciekawość podkusiła mnie by przeczytać treść.

" Max masz rację, postanowiłam pójść na całość. Koniec użalania się nad sobą, ta noc będzie zupełnie inna. Zapomną o wyznaniu Austina i o uczuciach do Nathan'a. Pokażę mu że potrafię być szczęśliwa i bez niego. Zresztą on i tak ma Amy. Jak rano przyjedziesz mam zamiar być na kacu, ale twoje towarzystwo go wyleczy. Bo jesteś ważny. "

Max ? Ma być tu jutro ? O co chodzi ? I jakich uczuciach do Nathan'a.... do mnie ?
Wybrałem numer do Max'a i nim się zorientowałem już nas połączyło.
- Co się stało ? - spytał zaspanym głosem.
- Max to ja Nathan. Muszę coś wiedzieć.... O czym rozmawiałeś dziś z Arianą ?
- Nie rozumiem. - Ziewnął.
- Miała ci wysłać wiadomość ale nie kliknęła, by ją wysłać... a ja to przeczytałem. Pisała o jakiś uczuciach do mnie... czy to no wiesz..... czy ona mnie... czy..
- Tak idioto ona cię kocha. Lepiej nie zmarnuj tego.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" młody, wiesz co robić- Rozłączył się.
Ona mnie kocha, naprawdę mnie kocha. I ja ją kocham ! Już nie mogę dłużej czekać. Muszę coś z tym zrobić.
Wziąłem torebkę i zacząłem iść. Wszędzie się za nią rozglądałem. Niestety zamiast Ariany zauważyłem Jessicę z jakimś chłopakiem który ją obmacywał. Musiałem zainterweniować.
- Co się tu dzieje ?  - spytałem, wkraczając miedzy nich. - Możesz odsunąć się od mojej siostry.
- Nathan to mój chłopak.
- Chłopak  ? Jessica ty piłaś ! - wkurzyłem się.
- Tylko troszeczkę. Daj nam spokój i spadaj ! - pchnęła mnie.
- Słucham ? Jedyna osobą która ma spadać to jest ten twój dzieciaczek. Słyszysz  ? Już cię tu nie ma - przegoniłem gnojka. Złapałem Jess za rękę i mimo jej oporów i krzyków zacząłem prowadzić za sobą. Gdy już zobaczyłem Arianę, oczywiście w towarzystwie Matt'a, na drodze musiała pojawić się Amy. To się nazywa cholerne szczęście.
- Co się dzieje ? - stanęła przede mną.
- Odsuń się  Amy, mam ważną sprawę do załatwienia. - chciałem ją wyminąć.
- Amy pomóż mi, on nie chce mnie puścić.
- Nathan zostaw ją. - Rozkazała mi.
- Do tego wystraszył Chris'a. - naskarżyła.
- Co ? Przecież to takie ciacho. Nathan ogłupiałeś ?
- Jak na razie to jedynie ty ogłupiałaś, rozmawiając ze mną na temat mojej siostry - warknąłem nie spuszczając oczu z Ariany.
- Nathan, zostaw ją ona jest już duża i sobie poradzi. - chciała mnie pocałować, ale odsunąłem się. Tego było już za dużo.
- Masz rację niech idzie i puszcza się z byle kim ! - zostawiłem ją - Jak chce być dziwką to niech jest, niech bierze przykład z ciebie Amy. A teraz przepraszam, nie mam czasu - ruszyłem w drogę. Doszedłem do wyznaczonego punktu, ale jej tam już nie było. Poczułem się jak w jakimś tandetnym wyścigu.

Oczami Jess


Te słowa... to co Nathan powiedział... poczułam się jakby on tak serio o mnie myślał. Ale to że mam chłopaka nie robi ze mnie dziwki... Zabolało mnie to, chociaż dało do zrozumienia, że albo muszę mu pokazać że jestem dorosła, albo przystopować.
- Słyszałaś jak on mnie potraktował ? - wkurzyła się  urażona Amy.
- Może i miał rację... - zakpiłam.
- Słucham ? Jessica i ty przeciwko mnie ? Teraz gdy cie broniłam ?
- Może nie powinnaś, wrócę do domu i będzie po sprawie.
- Ogłupiałaś ? Nie musisz się go słuchać, niech mówi co chce. Pokaż mu że potrafisz o siebie zadbać. Idź do Chrisa i w końcu daj mu o na co zasłużył. On jest w tobie ślepo zakochany, wykorzystaj to.
- Amy... ale ja...
- No tak, jednak jesteś za słaba na to środowisko. - odwróciła się.
- Nie, ja... masz rację, obiecałam Chrisowi że dzisiaj będę cała jego.
- I to ja rozumiem. - przytuliła mnie.

Oczami Amy


Mam nadzieję że Jess sobie poradzi, zresztą nie jest już dzieckiem. Ja w jej wieku już dawno nie bałam się chłopaków i nie wstydziłam się swojego ciała. Nawet Nathan się o tym przekonał.
Za to jej durny braciszek dzisiaj mnie wkurzył. Muszę iść o niego zawalczyć. On zgłupiał dla tej Ariany, ale mnie się tak łatwo nie pozbędzie. Zresztą mogę tym razem nie nim tylko nią manipulować, tak że Nathan sam sobie ją odpuści. Zobaczy że jestem lepsza. A później i ja będę sławna. Zapowiada się całkiem przyzwoite życie, z bogatym panem Sykes'em i dobrze nastawioną jego siostrzyczką. Jessica jest taka głupiutka, zrobi wszystko co tylko będę chciała.
- Nathan czekaj ! - krzyknęłam i pobiegłam za nim.
Gdy go dogoniłam, poprosiłam by staną, ale ten się nie zatrzymał.
- Nathan słuchaj ! Szukasz jej prawda ? Ona szła z Matte'm do domku. Wyglądała na zadowoloną. Nie powinieneś wkraczaj w tą znajomość, oni do siebie pasują, wyglądają razem przesłodko.
- Do domu Josha ? - upewnił się.
- Taaaak, ale Nath... - udałam że próbuję go zatrzymać.
Tak, tak, oni tam nie poszli. Ona poszła obejrzeć motor Matt'a, na którym będzie się ścigał za niedługo.
Czym prędzej wykorzystałam to i podbiegłam do miejsca, w którym stały sprzęty motocyklistów.
- Chciałabyś ze mną pojechać ? - usłyszałam propozycje chłopaka, gdy tylko do nich zdążyłam się zbliżyć.
- Nie odważę się na to, Matt, widziałam jak szybko jechał twój kolega przed chwilą, a co dopiero będzie w wyścigu.
- Ariana chyba nie pękasz, co ? - wtrąciłam się - jesteś za miękka. Matt nie ma partnerki, a na twoje miejsce chciałoby pójść więcej dziewczyn.- Matt tym pytaniem ułatwił mi całą sprawę.
- Łatwo mówić, kiedy to nie ty będziesz jechała tyle kilometrów na godzinę.
- Ja tez pojadę. Jadę z Joshem, mistrzem wyścigów. Ja w porównaniu do ciebie, potrafię pokonać strach. - stanęłam z nią twarzą w twarz.
- Amy co chcesz tym osiągnąć? - spytał Matt. Wiedział że coś kombinuję.
- Nie wtrącaj się. - warknęłam a ten zaczął zajmować się swoją maszyna. - Chcę tylko pokazać ci dlaczego to ja jestem z Nathan'em i dlaczego on mnie wybrał. - uśmiechnęłam się zwycięsko -  Własnie dlatego że potrafię pokazać pazurki. A to mu imponuje.- dodałam ostro.
Wszystkie moje słowa dokładnie przemyślała, po czym się odezwała.
- Więc twierdzisz że nie dam rady ?
- A dasz ? - prowokowałam dalej.
- Dam. - uśmiechnęła się - Matt jadę z tobą.
- W takim razie możesz się już przygotować.
Dziewczyna zaczęła się ubierać, chociaż nie przeszkadzało jej to że cały czas paradowała w bieliźnie.
- JayJay - szepnęłam do chłopaka który pomagał reszcie z motorami - Musisz mi w czymś pomóc. - porwałam go na bok, by nikt nas nie słyszał. - Chodzi o motor z numerem pięć. Matt nie może wygrać, musisz mu coś poodkręcać czy coś.
- Nie zrobię tego.
- JayJay no weź... zrobię co tylko zechcesz. - przejechałam dłonią po jego torsie.
- Amy nie.
 -W takim razie wpuść mnie do garażu, a ja się sama tym zajmę. - zbliżyłam twarz do jego i szepnęłam.
- Amy nie mogę.
- Możesz. Pomyśl tylko jaka miła dla ciebie będę gdy mi pomożesz. Będę twoja. Cała twoja.... tylko ty i ja...
- Nie powinienem... ale niech będzie, za bardzo mi się podobasz.- poddał się.
- W takim razie, ogłoś już że wszyscy muszą wyjść ze środka, bo będziecie je wyprowadzać na tor.
- No dobrze. Masz tu klucze - podał mi je - tylko żeby nikt cie nie widział. Wejście od środka.
- Okej.
Gdy chłopak odszedł puściłam się w bieg i w kilka chwil znalazłam się w domu Josha, gdzie było drugie przejście do garażu. Otworzyłam drzwi kluczykami i znalazłam się w miejscu do którego chciałam się dostać. Podbiegłam do maszyny z numerem pięć i chwytając narzędzia które były na półkach zaczęłam odkręcać jakieś rzeczy. Już miałam wychodzić kiedy główne drzwi się otworzyły. Pierwszy raz się zawahałam. Nie wiedziałam co robić. Szybko schowałam się za czymś, co nie mam pojęcia czym było. Jedno czego byłam pewna, to to że muszę tam przeczekać. Gdy wszystkie motory opuściły pomieszczenie i ja wyszłam, niestety natknęłam się na Jessicę.
- Co ty tu robisz ? - zdziwiła się.
- A ty ? - również zadałam pytanie by odwrócić uwagę od mojej osoby.
- Szukam Chris'a. Mówił że idzie pomóc JayJay'owi
- Dobra chodźmy już stąd. Zaraz wyścigi.

Oczami Nathan'a


Wbiegłem do środka budynku i przeszukałem wszystkie pomieszczenia, a po Arianie ani śladu.
Wyszedłem na zewnątrz i usłyszałem jak ktoś woła przez megafon, kto z kim będzie się ścigał. Gdy usłyszałem imię Ariana serce mi podskoczyło. Ariana będzie się ścigać z Matt'em? Amy ! To na pewno jej sprawa. Zacząłem biec ile sił w nogach w stronę toru, na którym zawsze są wyścigi. Gdy dobiegłem na miejsce, zobaczyłem ,  że motory są jeszcze ostatecznie poprawiane, więc wstęp był tylko dla tych którzy brali udział w wyścigu i ich przyjaciół. W śród ludzi tam stojących zauważyłem Arianę.
- Słuchaj nie musisz tego robić - przedarłem się przez tłum i chwyciłem ją za ręce.
- Bo co  ? Bo jestem za słaba ?
- Nie jesteś słaba, ale za to powinnaś być bardziej rozważna.
- Nathan ja już podjęłam decyzje.
- Dziewczyno opanuj się, nie możesz tego zrobić. Oni nie są do końca trzeźwi, i ty zresztą też. Ariana proszę, posłuchaj mnie... - błagałem.


Oczami Ariany


Spojrzałam na Amy i zobaczyłam w jej oczach zwycięstwo.
Nie Nathan nie przekona mnie, pokażę jej że też jestem czegoś warta. Zrobię wszystko by Nathan zobaczył że nie jestem od niej gorsza.
- Uwaga, proszę zająć miejsca ! - rozległ się głos.
- Ariana chodź już odciągnął mnie Matt.
- Ariana nie nie rób tego. - Nathan próbował mnie powstrzymać.
Wsiadłam na motor ignorując wszystko co mówi Sykes, mimo że się bałam. A bałam się okropnie. Chyba z tego wszystkiego aż wytrzeźwiałam. Zaczęłam myśleć. Już chciałam się wycofać, gdy usłyszałam słowo Start i to jak Nathan krzyczy że mnie kocha. Poczułam wiatr we włosach i w mojej głowie brzmiały tylko słowa wypowiadanie przez Nathan'a. Niby dwa słowa a poczułam się jak w raju. Nie myślałam o niczym innym, tylko to się liczyło. Nagle leciałam....i wielki huk. Zderzyłam się z czymś twardym. Ból przeszył całe ciało. Czułam jak krwawię... wszędzie....Po jakimś czasie zobaczyłam sylwetki ludzi biegnące w naszą stronę. Było słychać ich przerażenie w głosie. Ale tylko z nich wszystkich głos Nathan'a leczył wszystkie moje bóle, tylko jego słowa pozwalały mi trwać w tej sytuacji, chociaż ciemność chciała mnie porwać. Nathan mówił że mnie kocha, prosił bym została, ale ja przecież nie zamierzałam odejść, chciałam mu wyznać miłość. I chociaż wszytko stawało się coraz ciemniejsze i oddalało się ode mnie, ja się uśmiechałam, czułam że mam taki wyraz twarzy, byłam szczęśliwa. To Nathan mnie uszczęśliwił, prawie nie czułam bólu, czułam jak moje serce  płonie, aż wszystko znikło, a ja dalej rozrywałam się ze szczęścia.

Oczami Nathan'a

Motory ruszyły a ja tylko zawołałem że ją kocham, pewnie nawet tego nie słyszała. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Cały zacząłem się trząś, tak strasz nie się bałem. Myślałem tylko o niej. Załamany schowałem głowę w rękach, do czasu aż w moich  uszach rozbrzmiał się głośny pisk. Podniosłem głowę i zobaczyłem jak motor leci na ziemię. Spojrzałem na wielki numer na pojeździe i zobaczyłem 5. To motor Ariany i Matt'a. Zacząłem biec w tamtą stronę z tłumem ludzi. Mimo wszytko i tak znalazłem się pierwszy przy nich. Oboje leżeli nie na ziemi. Ktoś ściągnął z nich motor. Zacząłem płakać, wszytko działo się jak przez mgłę. Zacząłem krzyczeć.
- Ariana nie odchodź, kocham cię  Ariana, nie zmykaj oczu - błagałem.
Ale stało się, zamknęła je. Jedyne co zdążyłem zobaczyć to że uśmiecha się.












Tam da da dammmmmmmm i wieki wypadek.
I jak ?
Chyba pierwszy raz, powiem nie skromnie, że jestem z siebie dumna. Tak długo się męczyłam żeby dojść w końcu do tego wypadku, aż wreszcie mi się udało : D
To już 60 rozdział :O
No ale to tez wasza zasługa bo motywowaliście mnie, gdy chciałam się poddać i zakończyć tego bloga, dzięki wam i waszym miłym słowom kontynuuję go i stwierdziłam ostatnio, że gdy zakończę go, napisze drugą część tego opowiadania, co wy na to ?
Mam już mnóstwo planów. A teraz gdy wyjadę na 10 dni, będę się starać pisać w zeszycie na brudno kolejne rozdziały i mam nadzieję że w górach zaczerpnę weny xdd

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 59

" Nie czuje do niego nic a nic " 


Oczami Ariany


Podeszłam do budynku i pchnęłam drzwi. Te otworzyły się na oścież. Stanęłam w progu i poczułam że w środku panuje gorące, ciężkie i przesiąknięte alkoholem powietrze. Sala natomiast była nie za duża, ale upchana po ściany ludźmi. Zaczęłam się przedzierać przez tłum pijanych osób, którym nie podobało się to że ocieram się o nich. Byłam przerażona. Nigdzie nie widziałam Nathan'a czy którejś z dziewczyn.
- Zgubiłaś się mała ? - zaczepił mnie jakiś chłopak.
Zignorowałam go i poszłam dalej. 
- Czekaj, nie skończyłem z tobą - złapał mnie za rękę.
- Puść mnie - powiedziałam przez zaciśnięte zęby i zaczęłam się wyrywać z jego objęć.
- Mike zostaw ją, ona jest ze mną - podszedł do nas jeden ze znajomych Sykes'a. Był on wysoki i wysportowany. Nawet całkiem przystojny, ale nie dorównywał Nathan'owi
Pociągnął mnie za sobą, aż oddaliliśmy się o tamtego typa.
- Gdzie masz Nathan'a ? - powiedział mi do ucha ponieważ w innym razie nic bym nie słyszała, gdyż rozbrzmiała się muzyka i zaczęto śpiewać kolejna piosenkę. 
- Nie wiem gdzie on jest - odpowiedziałam.
- Co ? Nic nie słyszę ? - pochylił się, tak że byliśmy twarzą w twarz.
- Nie wiem gdzie on jest - powtórzyłam.
- W takim razie ja mogę ci potowarzyszyć tej nocy. - uśmiechnął się zadziornie.
- Wolałabym, żebyś odszukał go, jesteś wyższy ode mnie i pewnie widzisz wszystko.
- Owszem widzę dużo, a nawet twoją zgubę, ale on jest zajęty swoją dziewczyną... a ja jestem wolny.
- Gdzie on jest ? - nie zwróciłam uwagi na jego propozycję.
- Tam ! - Wziął mnie na ręce i mi go wskazał.
Akurat w tym samym momencie się na siebie spojrzeliśmy. Gdy Nath mnie zobaczył zaczął iść w moją stronę. Ale Amy była szybsza i zatrzymała go. 
- W sumie możemy się zabawić, on ma zajęcie - zdecydowałam.
Nigdy bym się na to nie odważyła, nigdy gdy bym nie była tak zazdrosna jak teraz.
- W takim razie może powinniśmy stąd wyjść co ?
- Nie posuwajmy się aż tak daleko - wystraszyłam się, bo wiedziałam o co mu dokładnie chodzi - Ale możesz mi dać swoje piwo, z chęcią się napije - powiedziałam pewnie.
Max ma rację nie powinnam myśleć o Nathan'ie, powinnam spędzić tę noc na zabawach. Może to nie odpowiednie towarzystwo, ale jestem pewna że może wreszcie wyluzuje trochę.
- Masz - dał mi butelkę. - poczekaj chwilkę pójdę po chłopaków i pojedziemy już do domu Josh'a. Zabierzesz się z nami co ?  Będzie tam później niezła impreza.
- Jasne, czemu nie. Będę tu czekać.
Chłopak odszedł a ja wlałam w siebie resztę zawartości butelki.
- Ariana, już myślałem że cię nie znajdę - usłyszałam za sobą głos Sykes'a - Nawet nie wiesz jak mi ulżyło - powiedział to tak jakbym była jakimś skarbem, który mu zginą -  Pijesz ? - spojrzał na butelkę
- Nawet twoja koleżanka poddała się, tylko ty udajesz tu porządnego - dołączyła do nas ta jego głupia dziewczyna.
- Zbieramy się - usłyszałam za sobą głos mojego nowego towarzysza.
- O co tu chodzi ? - nie zrozumiał Nathan.
- Jedziemy do domu Josh'a. Ma być impreza. - powiedziałam zadowolona - Jedziecie czy zostaniecie do końca koncertu ? Ja nie zamierzam tu dużej być, wolę spędzić trochę czasu z nimi - wskazałam na chłopaków, a mój kolega objął mnie ramieniem i triumfalnie się uśmiechną do Nath'a.
- Mała wreszcie mówi normalnie - ucieszyła się Amy. - Dołączymy do  was później prawda kochanie ? Teraz się sami zabawimy.  
- Nie, nie zostawię jej - warknął.
- Ona nie jest już dzieckiem. Do później Matt - Amy pociągnęła Nathana ze sobą.
Nie czekając na to czy się za mną obróci, ruszyłam z nowo poznanymi ludźmi.
- Więc masz na imię Matt - zagadałam gdy opuściliśmy już budynek.
- A ty Ariana - zaśmiał się.
- Z tego co mi wiadomo to tak - również się rozchmurzyłam - Gdzie mieszka ten cały Josh hmm ? - z ciekawości zadała pytanie.
- Josh to ja i mieszkam nie daleko - wtrącił się wysoki, potężny mężczyzna.
- Mam nadzieję że macie więcej alkoholu, bo chce mi się pić. Ma zamiar dzisiaj się nie szczędzić i upić aż urwie mi się film.
- W aucie mamy skrzynkę piwa, a na miejscu mamy wszytko o czym tylko zamarzysz bejbe - zamruczał mi do uch Matt. - Wsiadamy - wrzucił mnie na przyczepę jakiegoś auta, a po chwili razem z niektórymi chłopakami również do mnie dołączył.
Rozłożył się wygodnie i mnie usadowił na swoich kolanach.
- Ile masz lat ? - Spytał niespodziewanie. 
- Jestem pełnoletnia jeśli o to pytasz. - odpowiedziałam.
- Wolałem się upewnić - przyznał.
- Skąd znasz Sykes'a ? - odezwał się inny.
- Musimy o nim rozmawiać ? Lepiej wypijmy coś - wzięłam sobie kolejną butelkę. 
- Mała ma racje, nie marnujmy nocy na jakieś bzdury. Nachlejmy się do nieprzytomność - poparł mnie Matt. 
- Dobrze mówi, polać mu - chłopak uchylił usta a ja zaczęłam wlewać w niego piwo, mocząc napojem nas obojga.
- Resztę picia zachowaj dla siebie, my weźmiemy coś innego - wyciągnął jakąś folie z tabletkami z kieszeni i rzucił ją kolesiowi siedzącemu na przeciwko nas - Jak chcesz mamy coś mocniejszego niż alkohol - zamruczał nade mną - Sama zresztą widzisz, tylko powiedz a dam ci co sobie zamarzysz. Towar pierwsza klasa. 
- Nie skuszę się jak na razie - odmówiłam.
- Jak chcesz.
Resztę podróży minęła wesoło.Cały czas się śmiałam. Zanim jednak dojechaliśmy na miejsce Matt i jego koledzy wpadli jeszcze do kilku miejsc, co trochę potrwało.
- Wysiadka - auto gwałtownie się zatrzymało i wszyscy zaczęli wysiadać.
Matt wyszedł pierwszy i wziął mnie na ręce.
Za nami podjechało kilka innych pojazdów.
- Już po koncercie - oznajmił chłopak, który staną koło nas. - Josh czas na wielkie rozpoczęcie - wydarł się.
Obeszliśmy auto, tak że znaleźliśmy się z jego przodu. Miałam nadzieje że chłopak odstawi mnie na ziemię, ale on tylko oparł mnie o maskę samochodu nie przestając obejmować.
Zaczęli zbierać się ludzie. Wśród tłumów odnalazłam Nathan'a z Amy na plecach.
- Ludzie, czas rozpocząć największe wydarzenie miesiąca. - Słyszałam i jak każdy spojrzałam na dach garażu. Stał na nim Josh i krzyczał przez megafon -  Moje wielkie party i wyścigi. Bawimy się Gloucester ! - zakończył swoje otwarcie skokiem do jeziorka obok. W koło było słychać jak otwierane są szampany i wystrzela kilka fajerwerków.
- Co ty na o, żebym ci przypomniała jakie mam ponętne ciało - usłyszałam koło siebie głos Amy. Ledwo spojrzałam w bok i zobaczyłam jak kręci tyłkiem obok znudzonego i zdenerwowanego Nathan'a, który spojrzał się pogardliwie na mnie i na Jess.
Ne wiedząc co we mnie wstąpiło wpiłam się w usta Matt'a. Kucnęłam na pojeździe tak, że chłopak się wyprostował. Zaczęłam jeździć rękami po jego włosach, a ten przyciągnął mnie bardziej do siebie. Na finale naszego całusa zaśmiałam się i zaczęłam pić szampana, który porwałam przechodzącej obok nas dziewczynie.
Owszem Matt nie całował tak jak Sykes i nie czułam do niego nic a nic, ale czułam satysfakcję. To ja powinnam wybierać osoby z którymi chcę się całować, a nie osoby powinny wybierać mnie. Jetem panią swojego życia.
- Nathan dasz radę skoczyć ze mną z tego dachu tak jak Josh ? - skoczyłam na ziemię i podeszłam do niego.
- Ogłupiałaś ?
- Zróbmy sobie dzisiaj taką noc, gdzie nie przejmujemy się niczym. Ja już zapomniałam o rzeczywistości. - zaśmiałam się - No chodź - pociągnęłam go.
- Nie nigdzie nie idę. - ścisnął mi mocniej rękę
- No to pójdę sama - wyrwałam się z jego uścisku.
- Poczekaj! Nie rób tego!
Zignorowałam go i zaczęłam biec.
- Ariana! Stój - krzyczał za mną.
Podbiegłam do garażu i wspięłam się po drabinie. Chłopak również to zrobił.
- Nie wygłupiaj się, błagam - poprosił.
- Nie wygłupiam się, chce dziś jak nigdy być pewna siebie. Skaczemy ?
- Nie.
- Jak nie jak tak - ściągnęłam z siebie ubrania, tak że zostałam tylko w bieliźnie. Ubrania kopnęłam tak że spadły z dachu.
Spojrzałam w około i zauważyłam że wszystkie oczy skierowane są w naszą stronę.
- Ari, możemy jeszcze  stąd zejść, daj mi rękę i wrócimy.
Podałam mu ją, tylko zanim on mnie za sobą pociągnął ja pociągnęłam nas tak że wpadliśmy jednak do wody.





Tym razem, mam nadzieję że nie zawiodłam was, bo dodałam szybko.
Niestety rozdział jest krótki, ale za to pojawi się szybko następny :D

I takie małe wyjaśnienie. Jak Ronnie ♥ zauważyła główna bohaterka ma na imię Ariana, tak jak Ariana Grande. Więc wyjaśniam dlaczego. Na początku jak zaczynałam pisać Ariana z mojego opowiadania, miała być Arianą Grande, ponieważ jestem jej fanką, ale później bałam się że tego nie zaakceptujecie, wiec zostawiłam tylko jej imię :D
W takim razie do następnego :*