" Ktoś nie żył "
Oczami Max'a
- Nathan, skarbie jak się czujesz ? Wiesz już coś ? - odebrałem telefon.
- Miło panią znowu słyszeć, pani Karen.
- Max ? - zdziwiła się.
- Tak.
- Co z Nathan'em ? Coś się stało ? Czemu on nie odebrał ? - zaczęła panikować.
- No widzi pani... zaistniała pewna sytuacja...
- Coś z nim nie tak ? O boże... mój boże... Już tam jadę.
- Ale niech pani zaczeka ! - próbowałem ją zatrzymać, ale mama Nath'a się wystraszyła.
Gdy ta się rozłączyła, zrezygnowany usiadłem z powrotem na krzesełku obok mojej dziewczyny.
- Co się stało ? - spytała widząc moją minę.
- Mama Nathan'a się wystraszyła, bo ja odebrałem. Jak widać strasznie to znosi.
- Boi się o swojego syna. To normalne.
- Wiem, ale nawet nie zdążyłem wyjaśnić dlaczego ja mam jego telefon.
- Może to i lepiej, przynajmniej powiemy jej osobiście o tym co Nathan postanowił.
- Tak, stanie się to już niebawem, bo powiedziała że już tu jedzie.
- Ohh... Teraz ? Ale Max co jej powiemy ? Ona nie wytrzyma tego, że będą go cieli dla niej. To niby nic, ale to jego matka. Max, nie wiem jak ona zareaguje. Musimy jakoś sformułować wszystko co zamierzamy... - zatkałem jej usta moimi ustami.
- Będzie dobrze. - Teraz to ja ją uspokajałem. - Hej - ująłem jej twarz i spojrzałem w oczy - Będzie dobrze - powtórzyłem i przyciągnąłem ją do siebie.
- Mam nadzieję. - powiedziała wtulona w mój tors.
Oczami Jess
- Może pani już pójść. Przesłuchamy jeszcze raz panią Amy.
- Do widzenia - odetchnęłam z ulga, gdy opuszczałam pomieszczenie.
- Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby - wyszedł za mną jeden z policjantów.
- Ja też - uśmiechnęłam się.
Chłopak, bo nie miał wcale dużo lat, odwzajemnił to.
- Jessica tak ? - szedł nadal za mną.
- Tak - odpowiedziałam, gdy otworzyłam drzwi i wyszłam z budynku.
- Bardzo ładne imię - powiedział wysoki brunet.
- Dziękuję - zarumieniłam się.
- Ty jesteś piękna - dodał.
- A czy panu wolno flirtować z podejrzanymi ?
- Jakiemu panu ? Jestem Olivier. - podał mi rękę.
- Miło mi. - uścisnęłam ją.
- Mnie bardziej. Taka dziewczyna jak ty... - powiedział patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami, a ja zarumieniłam się.
- No taka dziewczyna jak ona...- usłyszałam westchnięcie za swoimi plecami. - Na szczęście nie jest sama - zjawił się obok mnie Chris.
- No taka dziewczyna jak ona...- usłyszałam westchnięcie za swoimi plecami. - Na szczęście nie jest sama - zjawił się obok mnie Chris.
- Jestem Olivier - policjant wyciągnął i do niego rękę.
- A ja jestem zmuszony zabrać ją ze sobą. - warknął i chwycił mnie - Coś z Nathan'em. Musimy jechać - dodał i pociągnął mnie za sobą.
Nie stawiałam żadnych oporów, mimo że policjant był nieziemsko przystojny to i tak nie widziałam świata poza Chris'em. I do tego Nathan...Co z nim ?
- O co chodzi z Nathan'em ? - spytałam.
- Twoja mama rozmawiała z Max'em i w sumie nie wiem co jej powiedział, ale była przerażona. Kazała mi iść po ciebie, bo musimy się śpieszyć.
- Aha. Czyli coś się stało - wyprzedziłam go, bo naprawdę przestraszyłam się. - Chodźmy - pośpieszyłam go.
Oczami Max'a
- Znowu ktoś dzwoni. Aż boję się odebrać. - spojrzałem na telefon kolegi.
- Odbierz Max. - rozkazała Mich.
- Dobrze - przycisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Nathan, jesteśmy już w drodze, za jakieś półgodziny będziemy na miejscu.
- Kto mówi ? - nie rozpoznałem głosu.
- Nathan? - spytał mój rozmówca.
- Max.
- Mógłbyś dać mi Nathan'a do telefonu ?
- Chciałbym, ale to nie możliwe.
- Dlaczego ?
- To skomplikowane. Austin, tak ? - zaczęło coś mi świtać.
- Tak. - potwierdził moje przypuszczenia.
- Gdzie dokładnie jesteś?
- Zaraz będziemy pod szpitalem, tak powiedział taksówkarz.
- Okej. Wyjść przed budynek po ciebie ? - zaproponowałem.
- No jakbyś mógł.
- W takim razie już idę.
- Okej. A tak w ogóle wiesz co z nią ?
- Z Arianą ? Jest w ciężkim stanie. Ale Nathan postanowił działać.
- Działać ?
- Powiem ci wszystko na miejscu.
- No dobrze. - zgodził się.
Oczami Austin'a
- Dowiedziałeś się czegoś ? - spytał ojciec mojej przyjaciółki.
- Tylko tego że Nathan zaczął działać, ale nie wiem o co chodzi. No i Max po nas wyjdzie, pod szpital.
- Max?
- Chłopak Mich.
- Aha, okej. Podaj mi może imiona tych chłopców z zespołu, będzie łatwiej.
- Max, Siva, Tom, Jay i Nathan.
- Dobrze. Już coś tam wiem.
- Taa - mruknąłem pod nosem.
- Pójdę z tobą. - zaproponowałam.
- Dobrze. - zgodził się i ruszył w drogę.
- Max... to trochę moja wina... - powiedziałam gdy udało mi się go dogonić.
- Co jest twoją winą?
- No bo to przeze mnie Ariana jest w UK... gdyby nie to że jej zaproponowałam mieszkanie... ona by tu nie przyjeżdżała. Nic by się nie zdarzyło i...
- Mich - chłopak się zatrzymał i chwycił mnie za ramiona - posłuchaj...- Zaczął patrząc mi w oczy - To wina tylko i wyłącznie całej tej Amy. Dzięki temu co zrobiłaś poznałem niesamowitą dziewczynę, która teraz jest również moją przyjaciółką, do tego zmieniła Nathan'a i on wreszcie przejrzał na oczy. Dzięki niej jest szczęśliwy, ona też jest przy nim... i to dzięki tobie. A ten wypadek... nikt tego nie przewidział. Nie powinnaś się zadręczać takimi myślami, nikt nie powinien oprócz Amy... Teraz jedyne co trzeba to wierzyć że wszystko będzie dobrze... bo będzie. Zobaczysz. - Przyciągnął mnie do siebie.
- Dziękuję, że jesteś - wyszeptałam.
Gdyby nie on... nie wiem jak ja bym to przeżyła... Wszystko co się teraz dzieje zaczyna mnie przerastać. Coraz bardziej sobie uświadamiam co się stało. Ale Max ma rację... trzeba wierzyć i być dobrej myśli.
- Chodźmy już, bo w każdej chwili mogą przyjechać.
- Dobrze - oderwałam się od niego.
Chłopak złapał mnie za rękę i wyszliśmy przed budynek.
Tam nie minęła chwila a zobaczyliśmy dobrze znany nam samochód... To była mama Nathan'a z Jess i Chris'em. Od razu wybiegła do nas.
- Niech pani lepiej zamknie samochód - krzyknął do niej Max.
Kobieta wróciła się i przekręciła kluczyk, by ponownie zacząć do nas biec.
- Co z nim ? Gdzie on jest ? - jako pierwsza stanęła koło nas Jess. Za chwilę podszedł Chris i dobiegła pani Karen.
Mama Nathan'a od razu zaczęła pytać, tyle że Max nic jej nie powiedział.
- Czy możesz wreszcie mi odpowiedzieć? - wkurzyła się kobieta.
- Niech pani najpierw ochłonie. - poprosiłem.
W tej samej chwili podjechała taksówka z której od razu wybiegł Austin i jakiś mężczyzna, który na pewno był ojcem Ariany.
- Max ! Co z nią ? - Gdy tylko złapał powietrze zadał pytanie.
- Austin spokój, wszyscy się uspokójcie.
- Ale co z moją córeczką ? Gdzie moja Arianka ? - Ojciec dziewczyny cały się trząsł.
- Leży na sali, niestety nikt nie może tam wejść. Cały czas próbują przywrócić ją do życia. Jej organizm nie współgra, do tego ma wiele złamań. Wiem na pewno że jej nerki nie pracują...
- A co z Nathan'em ? - przerwała mi kobieta.
- Nathan postanowił oddać jej swoją nerkę i teraz ma przeprowadzany zabieg.
- Słucham ? - Pani Karen pobladła.
- Pani syn ratuje moją córkę ? - podszedł do niej pan Gray, który przytrzymywał całą roztrzęsiona kobietę, by nie upadła.- Nawet nie wie pani jak jestem wdzięczny. Dziękuję.
- To Nathan'owi powinien pan dziękować - odpowiedziała mu gdy już doszła do siebie.
- Dziękować Nathan'owi - powtórzył pod nosem mężczyzna.
- Tak, Nathan ją kocha, nie pozwoliłby żeby jej się coś stało, nawet gdyby miał oddać za to swoje życie. - Powiedziałam.
Po tych słowach zobaczyłam w Austin'a oczach ból i coś takiego jakby się poddał. Max mówił mi o tym co Austin zrobił przed wypadkiem. Ariana była załamana jego wyznaniem, ale on chyba miał jeszcze nadzieję. Tyle że przez moje słowa ją stracił. Przykro patrzeć na to, ale Ariana kocha Nathan'a i chyba nic już tego nie zmieni.
- Wejdźmy do środka. Musi pani usiąść. - powiedział Max nie spuszczając oczu z mamy Nath'a.
Wszyscy ruszyliśmy w drogę. Gdy tylko znaleźliśmy się na piętrze, na którym leżała Ariana i Nathan, posadzili ja na krześle.
- Pan Gray ? - spytał przechodzący lekarz.
- Tak.
- Czekałem na pana, proszę za mną. - rozkazał.
- Jessica i Mich zajmijcie się panią Karen a ja pójdę po wodę, dla niej. - Nakazał Max.
- Pójdę z tobą - zaproponował się Austin.
Podczas drogi do sklepiku szpitalnego Austin zaczął temat Ariany. Chciał się dowiedzieć jak doszło do wypadku. Oczywiście zacząłem mu opowiadać.
- Jak już pewnie wiesz Ariana była na imprezie, do tego nieźle wstawiona. Była z Nathan'em i Jessicą, do tego była z nimi była dziewczyna Nathan'a - Amy./ Amy była zazdrosna o Arianę, a Ariana o Amy. Ariana żeby pokazać że jest lepsza od Amy, która cały czas nią manipulowała, wzięła udział w wyścigu. Amy prawdopodobnie grzebała coś przy motorze na którym Ariana miała jechać razem z.. Z Matt'em jak się nie mylę. No i stało się. Motor się przewrócił i doszło do nieszczęścia.
- Co z tym Matt'em ?
- Nie mam pojęcia, w sumie wszyscy zajęli się Arianą i Nathan'em. - Wyjaśniłem.
- Nathan'em ? - Zdziwił się.
- Tak, on to naprawdę bardzo przeżywa. Wszyscy myśleli że i on sobie coś zrobi. Obwinia się o wszystko i ma najgorsze myśli. Ale on ją kocha...
- Nie tylko on... - usłyszałem jak szepnął.
- Słuchaj Austin... wiem co do niej czujesz, ale sprawy się skomplikowały.
- Taa... Nathan się pojawił.
- Raczej to ona pojawiła się jemu. - poprawiłem chłopaka - Przykro mi.
- Mi tez... Ale mimo wszystko jestem wam wdzięczny że się nią zajęliście.
Nic już mu nie odpowiedziałem. Widać było jak cierpi, w sumie mogłem zignorować to co mruknął do siebie. Ale ja zawsze i tak stanę w obronie Nathan'a. Jest moim przyjacielem, tak jak Ariana. Oni oboje do siebie pasują. I jestem pewien że gdy tylko wróci do nas, bo tak będzie, musi być, to on jej już nie odpuści.
- Poproszę butelkę wody - podszedłem do lady.
Mężczyzna podał mi produkt. Zapłaciłem i wróciliśmy do reszty. Na miejscu był już tata Ariany. Mężczyzna był mocno poddenerwowany.
- Co tak długo ?
- Rozmawiałem z Austin'em dlatego się tak przeciągnęło.
- O wypadku.
- Też. - odpowiedziałem.
Wszyscy staliśmy w ciszy. Nikt nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Każdy był zmartwiony.... a czas się ciągnął i ciągnął.
- Synku! - usłyszeliśmy krzyk.
Po chwili otworzyły się drzwi jednej z sal na tym korytarzu. Lekarze wywozili jakieś ciało. Ktoś nie żył. Tym kimś okazał się Matt. Za chłopakiem wybiegły z pomieszczenia matka i babcia.
- Przykro mi. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. - Zatrzymał ją lekarz.
- Niech pan powie że to nie prawda, niech ktokolwiek to powie....proszę...
- Niech się pani jakoś trzyma. - Zostawił ją, gdy tamci wywieźli ciało.
Kobieta wybuchła jeszcze większym płaczem. Krzyczała.
- Matt... - szepnęłam. - Chris... - spojrzałam na chłopaka.
Miał w oczach łzy. Zresztą trudno mu się dziwić, znał Matt'a nie od dziś. Gdy byli mniejsi byli nierozłączni, dopiero ostatnio ich relacje się zmieniły.... przez Amy. Przytuliłam mocniej chłopaka. Chciałam go pocieszyć ale w zamian za to ja się rozkleiłam.
- Kochanie nie płacz - Chris wtulił mnie jeszcze bardziej w siebie.
Jak mam nie płakać ? Już go nigdy z nami nie będzie... Polubiłam go...
- Ale Chris... On odszedł... Na zawsze...
- Wiem...- odpowiedział nie odrywając wzroku od płaczącej kobiety.
Matka Matt'a siedziała na krześle ściskając zakrwawioną koszulkę syna. Nad nią ledwie stała jego babcia opierając się jedną ręką o ramię swojej córki.
Wszystko zaczęło nagle być... niczym. Nie wiem co się działo. Ogarnęła mnie pustka. Przed oczami miałam tylko matkę chłopaka i sceny z życia z wiązane z nim. Jakbym była zahipnotyzowana jakimś filmem, który sprawiał tylko ból. Ocknęłam się dopiero gdy kobieta zemdlała a Max, Austin i Chris podbiegli do niej.
Kolejny z serii wypociny Tiny.
Miałam dodać przez święta ale nie umiałam jakos dokończyć, a potem byłam w szpitalu , a teraz jako że mam ferie mialam czas. Wiem że jakość nnie jest najlepsza, ale załamałam się po przeczytaniu wywiadu Maxa i ogólnie cała ta sprawa mnie dołuje. I związku z tym chyba nie będzie drugiej części opowiadania. Dokończę tylko tą. Przepraszam, ale jak sami widzicie sprawy sie skąplikowały ;<
Do następnego rozdziału który pojawi się już niedługo, obbiecuje <3
I mam nadzieję że mimo wszystko nasza raodzinka zostanie razem #StayStrongTWFanmily #TWFanmily AlwaysAndForever
Oczami Mich
- Pójdę z tobą. - zaproponowałam.
- Dobrze. - zgodził się i ruszył w drogę.
- Max... to trochę moja wina... - powiedziałam gdy udało mi się go dogonić.
- Co jest twoją winą?
- No bo to przeze mnie Ariana jest w UK... gdyby nie to że jej zaproponowałam mieszkanie... ona by tu nie przyjeżdżała. Nic by się nie zdarzyło i...
- Mich - chłopak się zatrzymał i chwycił mnie za ramiona - posłuchaj...- Zaczął patrząc mi w oczy - To wina tylko i wyłącznie całej tej Amy. Dzięki temu co zrobiłaś poznałem niesamowitą dziewczynę, która teraz jest również moją przyjaciółką, do tego zmieniła Nathan'a i on wreszcie przejrzał na oczy. Dzięki niej jest szczęśliwy, ona też jest przy nim... i to dzięki tobie. A ten wypadek... nikt tego nie przewidział. Nie powinnaś się zadręczać takimi myślami, nikt nie powinien oprócz Amy... Teraz jedyne co trzeba to wierzyć że wszystko będzie dobrze... bo będzie. Zobaczysz. - Przyciągnął mnie do siebie.
- Dziękuję, że jesteś - wyszeptałam.
Gdyby nie on... nie wiem jak ja bym to przeżyła... Wszystko co się teraz dzieje zaczyna mnie przerastać. Coraz bardziej sobie uświadamiam co się stało. Ale Max ma rację... trzeba wierzyć i być dobrej myśli.
- Chodźmy już, bo w każdej chwili mogą przyjechać.
- Dobrze - oderwałam się od niego.
Chłopak złapał mnie za rękę i wyszliśmy przed budynek.
Tam nie minęła chwila a zobaczyliśmy dobrze znany nam samochód... To była mama Nathan'a z Jess i Chris'em. Od razu wybiegła do nas.
- Niech pani lepiej zamknie samochód - krzyknął do niej Max.
Kobieta wróciła się i przekręciła kluczyk, by ponownie zacząć do nas biec.
- Co z nim ? Gdzie on jest ? - jako pierwsza stanęła koło nas Jess. Za chwilę podszedł Chris i dobiegła pani Karen.
Mama Nathan'a od razu zaczęła pytać, tyle że Max nic jej nie powiedział.
- Czy możesz wreszcie mi odpowiedzieć? - wkurzyła się kobieta.
- Niech pani najpierw ochłonie. - poprosiłem.
W tej samej chwili podjechała taksówka z której od razu wybiegł Austin i jakiś mężczyzna, który na pewno był ojcem Ariany.
- Max ! Co z nią ? - Gdy tylko złapał powietrze zadał pytanie.
- Austin spokój, wszyscy się uspokójcie.
- Ale co z moją córeczką ? Gdzie moja Arianka ? - Ojciec dziewczyny cały się trząsł.
- Leży na sali, niestety nikt nie może tam wejść. Cały czas próbują przywrócić ją do życia. Jej organizm nie współgra, do tego ma wiele złamań. Wiem na pewno że jej nerki nie pracują...
- A co z Nathan'em ? - przerwała mi kobieta.
- Nathan postanowił oddać jej swoją nerkę i teraz ma przeprowadzany zabieg.
- Słucham ? - Pani Karen pobladła.
- Pani syn ratuje moją córkę ? - podszedł do niej pan Gray, który przytrzymywał całą roztrzęsiona kobietę, by nie upadła.- Nawet nie wie pani jak jestem wdzięczny. Dziękuję.
- To Nathan'owi powinien pan dziękować - odpowiedziała mu gdy już doszła do siebie.
- Dziękować Nathan'owi - powtórzył pod nosem mężczyzna.
- Tak, Nathan ją kocha, nie pozwoliłby żeby jej się coś stało, nawet gdyby miał oddać za to swoje życie. - Powiedziałam.
Po tych słowach zobaczyłam w Austin'a oczach ból i coś takiego jakby się poddał. Max mówił mi o tym co Austin zrobił przed wypadkiem. Ariana była załamana jego wyznaniem, ale on chyba miał jeszcze nadzieję. Tyle że przez moje słowa ją stracił. Przykro patrzeć na to, ale Ariana kocha Nathan'a i chyba nic już tego nie zmieni.
- Wejdźmy do środka. Musi pani usiąść. - powiedział Max nie spuszczając oczu z mamy Nath'a.
Wszyscy ruszyliśmy w drogę. Gdy tylko znaleźliśmy się na piętrze, na którym leżała Ariana i Nathan, posadzili ja na krześle.
- Pan Gray ? - spytał przechodzący lekarz.
- Tak.
- Czekałem na pana, proszę za mną. - rozkazał.
- Jessica i Mich zajmijcie się panią Karen a ja pójdę po wodę, dla niej. - Nakazał Max.
- Pójdę z tobą - zaproponował się Austin.
Oczami Max'a
Podczas drogi do sklepiku szpitalnego Austin zaczął temat Ariany. Chciał się dowiedzieć jak doszło do wypadku. Oczywiście zacząłem mu opowiadać.
- Jak już pewnie wiesz Ariana była na imprezie, do tego nieźle wstawiona. Była z Nathan'em i Jessicą, do tego była z nimi była dziewczyna Nathan'a - Amy./ Amy była zazdrosna o Arianę, a Ariana o Amy. Ariana żeby pokazać że jest lepsza od Amy, która cały czas nią manipulowała, wzięła udział w wyścigu. Amy prawdopodobnie grzebała coś przy motorze na którym Ariana miała jechać razem z.. Z Matt'em jak się nie mylę. No i stało się. Motor się przewrócił i doszło do nieszczęścia.
- Co z tym Matt'em ?
- Nie mam pojęcia, w sumie wszyscy zajęli się Arianą i Nathan'em. - Wyjaśniłem.
- Nathan'em ? - Zdziwił się.
- Tak, on to naprawdę bardzo przeżywa. Wszyscy myśleli że i on sobie coś zrobi. Obwinia się o wszystko i ma najgorsze myśli. Ale on ją kocha...
- Nie tylko on... - usłyszałem jak szepnął.
- Słuchaj Austin... wiem co do niej czujesz, ale sprawy się skomplikowały.
- Taa... Nathan się pojawił.
- Raczej to ona pojawiła się jemu. - poprawiłem chłopaka - Przykro mi.
- Mi tez... Ale mimo wszystko jestem wam wdzięczny że się nią zajęliście.
Nic już mu nie odpowiedziałem. Widać było jak cierpi, w sumie mogłem zignorować to co mruknął do siebie. Ale ja zawsze i tak stanę w obronie Nathan'a. Jest moim przyjacielem, tak jak Ariana. Oni oboje do siebie pasują. I jestem pewien że gdy tylko wróci do nas, bo tak będzie, musi być, to on jej już nie odpuści.
- Poproszę butelkę wody - podszedłem do lady.
Mężczyzna podał mi produkt. Zapłaciłem i wróciliśmy do reszty. Na miejscu był już tata Ariany. Mężczyzna był mocno poddenerwowany.
- Co tak długo ?
- Rozmawiałem z Austin'em dlatego się tak przeciągnęło.
- O wypadku.
- Też. - odpowiedziałem.
Wszyscy staliśmy w ciszy. Nikt nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Każdy był zmartwiony.... a czas się ciągnął i ciągnął.
Oczami Jess
- Synku! - usłyszeliśmy krzyk.
Po chwili otworzyły się drzwi jednej z sal na tym korytarzu. Lekarze wywozili jakieś ciało. Ktoś nie żył. Tym kimś okazał się Matt. Za chłopakiem wybiegły z pomieszczenia matka i babcia.
- Przykro mi. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. - Zatrzymał ją lekarz.
- Niech pan powie że to nie prawda, niech ktokolwiek to powie....proszę...
- Niech się pani jakoś trzyma. - Zostawił ją, gdy tamci wywieźli ciało.
Kobieta wybuchła jeszcze większym płaczem. Krzyczała.
- Matt... - szepnęłam. - Chris... - spojrzałam na chłopaka.
Miał w oczach łzy. Zresztą trudno mu się dziwić, znał Matt'a nie od dziś. Gdy byli mniejsi byli nierozłączni, dopiero ostatnio ich relacje się zmieniły.... przez Amy. Przytuliłam mocniej chłopaka. Chciałam go pocieszyć ale w zamian za to ja się rozkleiłam.
- Kochanie nie płacz - Chris wtulił mnie jeszcze bardziej w siebie.
Jak mam nie płakać ? Już go nigdy z nami nie będzie... Polubiłam go...
- Ale Chris... On odszedł... Na zawsze...
- Wiem...- odpowiedział nie odrywając wzroku od płaczącej kobiety.
Matka Matt'a siedziała na krześle ściskając zakrwawioną koszulkę syna. Nad nią ledwie stała jego babcia opierając się jedną ręką o ramię swojej córki.
Wszystko zaczęło nagle być... niczym. Nie wiem co się działo. Ogarnęła mnie pustka. Przed oczami miałam tylko matkę chłopaka i sceny z życia z wiązane z nim. Jakbym była zahipnotyzowana jakimś filmem, który sprawiał tylko ból. Ocknęłam się dopiero gdy kobieta zemdlała a Max, Austin i Chris podbiegli do niej.
Kolejny z serii wypociny Tiny.
Miałam dodać przez święta ale nie umiałam jakos dokończyć, a potem byłam w szpitalu , a teraz jako że mam ferie mialam czas. Wiem że jakość nnie jest najlepsza, ale załamałam się po przeczytaniu wywiadu Maxa i ogólnie cała ta sprawa mnie dołuje. I związku z tym chyba nie będzie drugiej części opowiadania. Dokończę tylko tą. Przepraszam, ale jak sami widzicie sprawy sie skąplikowały ;<
Do następnego rozdziału który pojawi się już niedługo, obbiecuje <3
I mam nadzieję że mimo wszystko nasza raodzinka zostanie razem #StayStrongTWFanmily #TWFanmily AlwaysAndForever